sobota, 22 listopada 2008

sceptycyzm (09 listopada 2008)

Tak, Nadia, podobnie jak ja, nie potrafiła bezkrytycznie przyjąć żadnego dogmatu tylko dlatego, że wygłasza go autorytet, albo ktoś o cechach autorytetu. Miała raczej podejście naukowca, który zanalizuje dane, rozważy inne możliwości, przyjrzy się argumentom za i przeciw i dopiero później zdecyduje czy dać wiarę cudzym słowom. A jeśli się pojawią nowe dane zrewiduje swoje stanowisko. Ceniłam Jej samodzielność myślenia, nie lubię owczego pędu. Nie ułatwiały Jej te cechy życia, ale była uczciwa wobec siebie i innych.


06.06.2008

Jeżeli chodzi o De Mello... tak, on zasadniczo ma rację (może raczej: miał? w końcu już nie żyje? Chociaż racja jest nadal, więc cholera wie? Żeby ewentualni puryści się nie czepiali... dobra, nieważne zresztą). Tak myślę. Ma rację w kwestiach dotyczących bycia więźniem przywiązań, przyzwyczajeń, uprzedzeń etc., tak. Ale za jego nauką – podobnie oczywiście jak za czymkolwiek innym, co obieramy za wskazówkę, nie można podążać całkiem bezkrytycznie – wtedy dopiero można się zgubić. Ogólnie zresztą ślepa wiara w cokolwiek nie wydaje mi się mieć sensu.

Gdy na to spojrzeć z innej strony: przecież prawdziwa wiara jest absolutna, pełna, bezkrytyczna! Czyli ślepa.

Dlatego też ja nie wierzę – to znaczy: nie jestem wyznawcą żadnego konkretnego systemu. Mój sceptycyzm mi na to nie pozwala. Nie jestem w stanie do niczego podejść bezkrytycznie. Bardzo dobrze... a może źle. dlatego też:

a) Szukam. Szukam cały czas prawdy praktycznie o wszystkim – jakkolwiek banalnie i pretensjonalnie to może zabrzmieć. Nawiasem mówiąc, trochę dziwne, ciężko bowiem szukać wiedzy doskonałej, nie wierząc, że doskonałość ma w ogóle rację bytu – chociaż, kto wie? I czy cokolwiek z tego wynika, czy kiedykolwiek wyniknie – pytanie...

b) Zapewne do śmierci pozostanę ateistą. Sceptycyzm nie pozwala bezkrytycznie uwierzyć, rozum wytyka luki w danym systemie rozumowania, paradoksy, absurdy, nieścisłości (szukanie dziury w całym? zarozumialstwo? lubię robić na przekór, ale nie tylko ot tak sobie, dla zasady, sztuka dla sztuki...).

mamaNadii (17:25)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zawsze zeby wygłosić jakiś pogląd albo jakiekolwiek zdanie na jakikolwiek temat musiała się podpierac argumentami. Zawsze odrzucała kontrargument "bo tak". Dla Niej w sumie nie istniało takie wyrazenie i gdy cos mówiła i zapytałam Jej "czemu" zawsze potrafiła mi odpowiedzieć... W życiu nie odpowiedziała mi "Bo tak" albo "Nie, bo nie".

~Caramelek, 2008-11-09 21:15

Anonimowy pisze...

Cóż... Czasem potrafiliśmy godzinę kłócić się o jedno słowo... Nie były to jednak kłótnie wrogie, ot - dyskusje. I za to bardzo ją ceniłem (albo i cenię nadal, mnie też zawsze zastanawiał czas przeszły w takich wyrażeniach, ale z nieco innych powodów). A ateistką nigdy nie była, bowiem ten pogląd całkowicie neguje istnienie Absolutu, a z tego co kiedyś mi wspomniała, ona w niego wierzyła, tylko nie chciała (nie mogła?) go zdefiniować.

~Adam, 2008-11-09 23:10

Anonimowy pisze...

Tak, te kłopoty z definicją wynikają nawet gdzieś już w jednym z poprzednich wpisów.
Samą wiarę też różnie ludzie definiują; dla jednych to objawienie nie podlegające dyskusji, dla innych droga. Nadii na pewno bliższa była ta druga opcja.

~mamaNadii, 2008-11-09 23:35