czwartek, 13 listopada 2008

uwagi różne, być może przydatne później

Na wstępie przepraszam Adama i Cam, bo wczoraj próbując poprawić wpis, niechcący skasowałam Wasze komentarze(ale wcześniej je przeczytałam). Zakładając tę stronę zrobiłam to bardzo szybko, korzystając z ogólnie dostępnych narzędzi,co okazało się łatwe, ale nie do końca jest tak, jak bym chciała. Wolałabym na przykład, żeby przynajmniej skróty komentarzy były od razu na wierzchu. Wiecie,jak to zrobić?

Drogi Adamie, którego Nadia bardzo ceniła i lubiła, była rzeczywiście - jedną na milion, a może i sześć miliardów... Dla mnie na pewno.

Mam pewien kłopot. Chciałam podzielić jakoś zapiski Nadii na kategorie, żeby łatwiej było później śledzić łączące się tematy, ale problem jest taki, że albo zapis mieści się w kilku naraz różnych kategoriach, albo w ogóle jest to mieszanka i skakanie po różnych tematach, czyli coś, co sama Nadia określała elegancko jako„miscellanea”, albo w przypływie szczerości, jako „całkiem osobisty chłam”.Odpowiednią ilustracją problemu będzie poniższe zdjęcie jej biurka, które zrobiła 2 maja br.


Bo cóż my na nim mamy? Książkę „Zrozumieć świat” (sic!), „Ośmiościan” Cortazara (od dłuższego czasu – 2 lat? – jednego z ulubionych pisarzy), pamiętnik(zeszyt z Garfieldem na okładce), książkę (widoczny tył okładki) „Pan raczy żartować,panie Feynman” (wspomnienia fizyka – noblisty, z wielu powodów bardzo interesujące i zabawne – przeczytałam to za jej radą – dowód na to, że wybitny naukowiec nie musi bynajmniej być strasznym sztywniakiem, wręcz przeciwnie,otwartość umysłu, luz, poczucie humoru, dystans do siebie – sprzyjają pracy naukowej...), pudełko z tangramem (jedna z nagród wygranych, w którymś z kolejnych konkursów językowych), kolekcjonerskie wydanie „Music For The Masses”- „Depeche Mode” (oczywiście!, u fanki Depeszów nie mogło tego zabraknąć), klucze, herbata (a jakże, herbata to także jej miłość i pasja), słownik angielski i wiele innych drobiazgów. Trzeba dodać,że sporo innych rzeczy na zdjęciu się nie zmieściło – z lewej strony zalegał cały stos książek i gazet (Gombrowicz, Mrożek, „Wiedza i życie”, „Machina”, „Vox design” i wiele innych, których już nie pamiętam).

Była bałaganiarą jak ja – ale rozwinęła jeszcze ten rodzinny talent ;-), ale wynikało to głównie (podobnie jak u mnie) z wielości zainteresowań i próby równoczesnego zajmowania się różnymi dziedzinami. Nawiasem mówiąc, właśnie na te wakacje miała konkretny plan i zażądała (po prostu) ode mnie, żebym tego lata nauczyła ją szyć (jestem z wykształcenia projektantką ubioru i rzeczywiście prawie wszystko potrafię uszyć), gotować (temat „jedzenie”jeszcze nieraz się pojawi) i malować (tu chodziło głównie o malarstwo olejne)... Cieszyłam się na to, to rzeczywiście wielka radość móc coś przekazać własnemu dziecku. I wielki smutek, kiedy już się nie da...

Więc teraz przykłady takich nie całkiem oczywistych do zakwalifikowania zapisków (chociaż zapewne pierwszy najbardziej przynależy do "jedzenia", a drugi do "muzyki"?):


25.05.08

Nie będzie o rzeczach, które dla tak zwanego świata szczególne jakieś znaczenie mają, dzisiaj nie. Jako, że ja się do świata nie zaliczam...

To będzie raczej mój całkiem osobisty chłam.

Zaczęłam czytać „Szklany klosz” Sylwii Plath. Wkrótce przydały mi się „praktyczne porady” nt.dobrych manier przy stole zawarte na początku trzeciego rozdziału („najlepiej jeść, jak się człowiekowi żywnie podoba, ale za to z wielką pewnością siebie oraz z dużą dozą arogancji, jak gdyby się doskonale wiedziało, co należy robić,ale miało to w głębokiej pogardzie”.), mianowicie gdy (wczoraj) poszłyśmy z matką na kolację z Imć Wilkoniem. Zdecydowaliśmy się na restaurację „Pod Jemiołami”. Obsługiwała nas kelnerka troszeczkę podobna do Liszki – tylko troszeczkę, niemniej cały czas mi się z nią kojarzyła.

Zażyczyliśmy sobie podania nam, obok zamówionych potraw,trzech osobnych, niedużych talerzyków, żebyśmy mogli sobie podziubać wszystkiego po troszku (był to pomysł pana W. – zresztą bardzo udany).Zamówiliśmy najpierw napitki: wodę mineralną i czerwone wytrawne wino chilijskie. Następnie Wilkoń zamówił krewetki tygrysie z jakimś lekkim sosem oraz pierogi z kapustą i grzybami, matka poprosiła o mieszane smażone grzyby w koszyczku z ciasta (podobnego do francuskiego), a ja – sałatę parmeńską (sałata, szynka parmeńska, suszone pomidory,oliwki, kapary, karczoch, sos balsamiczny). Zgodnie z ostatnią modą nieduża ilość jedzenia była „artystycznie” ułożona na wielkim jak młyńskie koło talerzu– przynajmniej tak to w kilku wypadkach wyglądało. Najpierw wzięliśmy sobie po krewetce, jedząc przy pomocy palców (tak, tak, daktyli) – kto by się tam przejmował! Następnie podzieliliśmy między siebie ostatnią krewetkę, później koszyczek grzybów, pierogi i sałatkę, popijając od czasu do czasu a to trochę wina, a to trochę wody. Później, zachęceni (apetyt rośnie w miarę jedzenia?) do dalszej konsumpcji, zjedliśmy jeszcze okonia w sosie śmietanowym. W charakterze deseru wystąpiła kawa (dla Wilkonia) tudzież lody waniliowe z ciepłymi malinami (dla mnie i dla matki).

Jeszcze jednym apetycznym dodatkiem, na jaki osoby naszego pokroju zawsze się pokuszą, była, a jakże, interesująca konwersacja. I cóż?Jedno, co wypada napisać słowem podsumowania, to to, że dobrze zjeść to jedna z największych zmysłowych przyjemności na tym łez padole (zwłaszcza jeśli się przy tym smacznie pogada z ciekawymi ludźmi) i ani moja matka, ani ja, jak to wielokrotnie powtarzamy, nie jesteśmy w stanie zrozumieć ludzi, którzy nie lubią jeść lub jest im wszystko jedno, co jedzą...


Mój przypis:

gdybyście nie wiedzieli - Józef Wilkoń to wybitny artysta ilustrator i rzeźbiarz. Zaprzyjaźniłyśmy się z nim przy okazji realizacji jego wystawy we Fraktalu 5 lat temu (mówię, zaprzyjaźniłyśmy - bo bardzo od razu polubił Nadię, chociaż miała wtedy tylko 11 lat). Okazją do opisanego spotkania w kwietniu była jego ostatnia wystawa w bielskim BWA.

---------------------------------------------------------------------------------------

1.05.08 MAJOWO SIĘ ROBI

A na początek będzie trochę o muzyce, przez duże, a także przez małe mu. Chociaż, jak całkiem trafnie, a na pewno zgrabnie stwierdził kiedyś Frank Zappa: „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze”. Jakkolwiek. Zresztą ja raczej nie piszę za dużo o muzyce sensu stricte, tylko o różnych zjawiskach, które nawarstwiają się dookoła i o ludziach.

A tenże Zappa, powiedział mnóstwo innych interesujących rzeczy, chociażby: „Bez odchyleń niemożliwy jest postęp. Aby jednak ktoś się odchylał z powodzeniem, musi przynajmniej przelotnie zapoznać się z normą, od której chce się odchylić”*

Albo: „Jeśli posłuchaliście matki, ojca, księdza, faceta z telewizji, czy jakichkolwiek innych ludzi, którzy mówili wam, jak postępować, i przez to pędzicie nudny, marny żywot, to w pełni na to zasługujecie. Jeśli chcecie być głupimi fiutami, to nimi bądźcie, ale nie oczekujcie wtedy od innych szacunku – głupi fiut, to głupi fiut”.**

A propos głupich fiutów, jego (Zappy) wezwanie do tolerancji brzmiało: „zrób miejsce kolego dla fiuta głupiego”. Ciekawy człowiek zaiste. A przeczytałam o nim w marcowej „Machinie”, w której było trochę innych bardzo ciekawych rzeczy, jak choćby wywiad z Corbijnem o tematyce głównie Joy’owo-Depeszowej, coś o Flykillerze, Lao Che czy L.Stadcie (czy po prostu L.Stadt – nie jestem pewna, jak się to odmienia), artykulik o Portishead i ich trzeciej płycie i, jak zwykle, fajne felietony Kazika i Chylińskiej.

Posłuchałam sobie ostatnio trochę Antyradia, ale na dłuższą metę do tyłka, bo coś cholernie zakłóca. Co to jest, Antyradio, czy Wolna Europa, kurde?...

------------------------------------------------------------------------------------

*pod tym mogę się z powodzeniem podpisać

** po tym też

------------------------------------------

No właśnie tak to wygląda. Więc czasem poczytacie sobie wiersze Nadii czy inne przemyślane i dopracowane formy, a czasem takie oto głupstwa.

1 komentarz:

LucyW pisze...

Co do zdjęć biurka, to mam od Nadii jedno - równie ciekawe i opisane. W każdym razie dość oryginalne.
Tak to już bywa, niektóre zapiski są zbyt skomplikowane żeby zmieścić je w ramie jednej kategorii, ale różnorodność jest fajna, bo i po co się ograniczać.

~Adam, 2008-08-25 18:30
-------------------------------------------------
A wiesz, chyba wiem o które zdjęcie Ci chodzi. To gdzie bałagan jest ponumerowany i podpisany?
Nawiasem mówiąc, ja w swoim opisie się pomyliłam. Na tym akurat zdjęciu opublikowanym, nie ma "Ośmiościanu" Cortazara. Ale ponieważ trochę tych fotek się naoglądałam, to wiedziałam, że tam gdzieś jest i byłam pewna, że i na tej konkretnej...
I pewnie masz rację, że różnorodność jest ciekawa. I zapewne bardziej prawdziwa niż kontrolowany porządek zredagowanego tekstu.
A na prawdzie bardzo mi zależy. Nie chcę Nadii cenzurować i poprawiać.

~mamaNadii, 2008-08-25 22:00
--------------------------------------
Jedzenie to przyjemność, która zostaje nam do końca... Nie pamiętam kto to powiedział, ale na pewno to prawda.

Gdy uczyliśmy się do konkursu już tylko w małym gronie ( do finału), Nadia kategorycznie stwierdziła, że gdy zostaną finalistami, to Ona stawia ciasto. Trzymaliśmy Ją za słowo. Kiedy wszyscy stali się laureatami ( co udało się po raz pierwszy) jak zwykle w czwartek spotkałam się z nimi na kółku. Można powiedzieć był to nasz "tłusty czwartek". Nadia przyniosła ciasto, nie wiem jak się nazywało, ale w smaku było przepyszne. Pamiętam chrupiące płatki karmelu na górze i bardzo cieniutki spód. Nadia pokroiła je na kawałki a ja zrobiłam herbatę ( zawsze sobotnie kółko zaczynaliśmy od kubka herbaty- było wtedy więcej czasu niż w tygodniu), potem rozmawiałyśmy o różnych rzeczach- przepisach na sałatki, ciastach, ulubionych potrawach. Było tak miło i radośnie.

Tego dnia dostałam od Nadii rysunek w ołówku, a na nim wielki tort i napis thank you. Potem ten sam rysunek w kolorowej wersji zobaczyłam w Jej galerii...Wzruszyłam się...


~Iza, 2008-08-25 20:07
------------------------------------
Tak, ja wiem co to za ciasto, bo sama je robiłam. Tarta z crème brulée. Czyli to, co tak lubiła tytułowa"Amelia" z filmu Jeuneta, tyle, że na kruchym cieście.
Ta właśnie upieczona z okazji sukcesu "olimpijskiego" laueatów i w podziękowaniu dla Pani, trochę była chyba niewydarzona w formie, ale w smaku, mam nadzieję, jak trzeba. Wybór ciasta był Nadii. Tak zwykle było, że jak była jakaś specjalna okazja typu urodziny, sylwester, itd., ona składała zamówienie, ja realizowałam.
Zrobię tę tartę znowu na spotkanie, o którym myślę i na które zapraszam już wkrótce...
Dziękuję

~mamaNadii, 2008-08-25 21:51
----------------------------------------------
Mamo Nadii,Nadie widziałam dwa lub trzy razy,spotkałysmy sie przy stole z tym cudownym pierogiem faszerowanym kasza gryczana i serem,podanym prosto z pieca i maczanym w smietanie który nam Lucyno podalaś.Po uczcie Hania mimo że lat 5 przepadla w pokoju Nadii .Mysle ,że było tam wiele ciekawych rzeczy,wyszlysmy ze złota pelerynka pewnie szyta przez Ciebie na którys z bali Nadii pamietasz?Odwiedze pierwszy raz herbaciarnie bielską,aby spróbować idealnej czerwonej wg.Esty

ksiegarnia.elf@op.pl, 2008-08-30 07:36
-----------------------------------------------
Tak, zawsze była bałaganiara, ale wydaje mi sie, ze lubiła ten bałagan. Mnie prosiła, bym przez wakacje nauczyła ją ładnie chodzić w spodnicy i na szpilkach oraz robic sobie makijaz. Chciała sie stac bardziej kobieca, nie chciała byc juz chłopczycą.

~Ola / Alexann, 2008-08-26 15:42

-------------------------------------------
Tak.. Bałaganiara to z Niej była straszna. ale w tym Jej bałaganie było cos z prawdziwej sztuki. Bałagan odzwierciedlał to co w Niej samej sie działo. A działo sie wiele. Dlatego może chciała stac sie kobieca. Zeby zmienić stosunek innych do siebie. Moze tego nie ukazywała ale zalezało Jej na akceptacji...

~Caramelek, 2008-08-26 17:55