piątek, 28 sierpnia 2009

portret symboliczny


Prezentowany tutaj "portret" Nadii składający się z literek, znaków interpunkcyjnych, cyfr, został wygenerowany przez program napisany przez mojego partnera życiowego – Gary'ego.
Dlaczego symboliczny? Bo, tak jak słowa składają się z liter (głosek), zdania ze słów, opowiadania ze zdań, tak naszą pamięć budujemy z drobnych elementów, obrazów, anegdot, zdjęć, pamiątek, których im więcej, tym bogatszy, żywszy, prawdziwszy obraz osoby, którą przywołujemy. Sama Nadia chyba najtrwalej zapisze się słowami, których tyle zapisała.
Chcę więc by ten portret był, także dla Was, symbolicznym obrazem pamięci składanej z tych wpisów, wspomnień własnych, ziarenek, które sypiemy razem, żeby wykiełkowało coś trwałego...

wtorek, 11 sierpnia 2009

...nie mogę... czyli skąd „Nieistnienia”


Ten fragment „Altersight’a’ wyjaśnia, który z bohaterów powieści napisał te teksty, czy wyjaśnia skąd ta forma u Nadii, to już inna sprawa. Wynika z tego tyle, co zresztą już powtarzałam, że między samą autorką a „Nieistnieniami” należy domyślać się pewnego dystansu, można uznać, że nie chciała, aby traktować to dosłownie jako wyraz Jej przeżyć czy przemyśleń. Chociaż, sądząc z tego, że wysłała fragmenty tego tekstu jako autonomiczną całość na „Lipę’, całkiem niezależnie od jego zamierzonej funkcji w powieści, musiała mieć poczucie wartości tych „nazwijmy-to-wierszy”...
Być może także sama była zaskoczona rezultatem swojego pisania.




„- E, nie mogę. Nie powinnam – odparła Hiko, krzywiąc się w czymś w rodzaju uśmiechu. - To jego... "nazwijmy-to-wiersze".
- Co?! Czyje? – Przypuszczenie, które przebiegło przez głowę Cam, było zbyt nieprawdopodobne. O kim jednak ona może mówić? – O kim ty teraz mówisz?
- O Piro, a o kim mówiłam? – Hiko zaśmiała się, widząc minę Carmen.
- ON?! Jego WIERSZE?!
- Ehe. Luźno zatytułowane "nieistnieniami".
- Pokaż, pokaż, pokaż, POKAŻ!!
- Zostaw, puszczaj mnie. Nie dam ci.
- Dlaczego? Też chcę się pośmiać!
Tu przesadziła. Hiko spojrzała na nią ze złością.
- To się nie pośmiejesz. Bo po pierwsze, nie dam ci. A po drugie, gdybym nawet ci dała, to też byś się nie pośmiała. Raczej by cię przydołowało. Wiem, czego się spodziewasz po kimś takim jak on, ale zdziwiłabyś się. Pisze nie gorzej od ciebie tudzież mnie.
- Oj, sorry. No, ale to tym bardziej mi pokaż albo przeczytaj.
- On nie chciał nawet, żebym ja to czytała! Co dopiero ty czy reszta. Ja niektórych kawałków i w życiu bym ci nie pokazała, a inne nawet chętnie, chciałabym to zrobić, ale to... to by było z mojej strony świństwo. Nadużycie jego zaufania.
Cam westchnęła. Sama była nieco zdziwiona, że tak ją zainteresowało, co napisał Piro.
- I o czym pisze?
- O wszystkim. O wszystkim, co się wtedy wokół niego i w nim samym działo. Różne przemyślenia... miał na to sporo czasu. Niektóre cholernie ciekawe, niektóre nawet banalne, ale szczere.
- Pewnie to strasznie ponure. Powiedz, że jęczy, płacze i rozpacza, i pisze peany na twoją cześć, to mnie zniechęcisz.
- Widzę, że cię to cholernie ciekawi. A nie chciałabym, żebyś cokolwiek z tego przeczytała czy usłyszała. Dobrze by było cię zniechęcić, ale do powiedzenia czegoś takiego się nie posunę, to by też było nieuczciwe. Bo naprawdę ciekawie pisze. Przede wszystkim o sobie samym. Trochę jęczy, taak, ale myśli w miarę trzeźwo i sam się z siebie naśmiewa. I jest cyniczny.
- A jakbym go zapytała o zgodę...? – Cam zamyśliła się.
- Już widzę, jak się zgodzi – Hiko uśmiechnęła się ironicznie.

- Piro! Ucieszysz się! – rzekła radośnie Cam, wkraczając do jego pokoju i zamykając drzwi (w przeczuciu długich negocjacji).
- Jeśli masz dobry powód, żeby mnie oderwać od pracy, to niewątpliwie – odparł Piro, nie odwracając wzroku od komputera.
- Poniekąd. Słuchaj! Już wiem, co możesz zrobić, żeby odpokutować przeczytanie przed laty mojego pamiętnika!
- O rany. To ma mnie ucieszyć? Już się boję. No?
- Skoro ty przeczytałeś mój pamiętnik, czyli było nie było, intymne zapiski...
- Boję się, boję się...
- ... To daj mi poczytać twoje, jak Hiko to powiedziała? "Nazwijmy-to-wiersze".
Piro odwrócił się, spoglądając na nią ponuro.
- "Nieistnienia"? – upewnił się.
- Właśnie.
Popatrzył na nią chwilę, po czym znów odwrócił się do komputera.
- To nie jest dobry pomysł – odrzekł.
- Dlaczego? A dobrym pomysłem było, żebyś czytał mój pamiętnik?
- Dlatego, że wstydzę się większości tego chłamu. Tego się nie da porównać z twoim pamiętnikiem, który był całkiem niewinny.
- Nie masz czego! To zrozumiałe, że cierpiałeś i tak dalej! Poza tym Misałcia mówiła, że całkiem dobrze piszesz.
- Nie o to chodzi. Nie chcę, żeby ktoś o mnie wiedział takie rzeczy jak to, co tam napisałem.
- Jeśli je zapisałeś, to znaczy, że tak naprawdę jednak tego chcesz – rzekła Carmen, siadając koło niego.
- Nie. Po prawdzie, to chyba dlatego, że umierałem z nudów. Zresztą sam nie wiem. Poza tym teraz chciałem to wszystko spalić – nie zdążyłem. Zapomniałem o tym chłamie, a teraz Hiko mi już nie pozwoli.
- Widzisz, sam nie wiesz. Myślę, że podświadomie bardzo byś chciał...
- Zejdź z mojej podświadomości, cokolwiek by tam było. Zresztą tobie się cholernie udzielają uczucia innych, więc nieźle by cię przydołowało.
- Hiko też mi tak mówiła. Ale nie boję się tego.
- Poza tym źle byś sobie o mnie pomyślała, bardzo źle.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo wiem, co tam napisałem. I wiem, że wielu rzeczy nie możesz zrozumieć, a raczej, co gorsza, że zrozumiałabyś je źle. Nawet Minamoto nie pojmuje wszystkich moich tam zawartych skrótów myślowych, niektóre z nich rozumiem tylko ja sam, i bardzo dobrze.
- To nie szkodzi. Daj mi szansę. Poza tym, chcesz, żeby cię to już zawsze dręczyło? Nie lepiej wyrzucić to z siebie?
- Naprawdę myślisz, że to cokolwiek zmieni? Za przeproszeniem gówno prawda.
- Tobie się tak wydaje! Pozwól nam zrozumieć!
- Jakim znowu "nam"?! Nie ma mowy. Nawet o tym nie myśl.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
- Właśnie.
- O co ci chodzi?
- O parę rzeczy. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, tak, ale nie jesteście mi aż tak bliscy jak Hiko. Nie przeszkadza mi, że ona wie, zresztą nie powinno, chociaż na początku się wkurzyłem. Nikt z was nie zna i nie będzie znał mnie tak blisko. I dlatego nie chcę, mam opory przed zdradzaniem wam tego, szczególnie, że moglibyście... – Piro zamilkł.
- No?
- Moglibyście źle zrozumieć, uprzedzić się, odwrócić, przestać być moimi przyjaciółmi. Taak, po niektórych słowach przeciwko wam... O, a jak ty byś się zaczęła obwiniać, bo wzięłabyś to do siebie, jak zwykle. A i ja nie mógłbym znieść świadomości, że wiecie o mnie takie rzeczy – mruknął, spoglądając na nią kątem oka.
- Wydaje ci się. Mówiłeś, że się wkurzyłeś, jak Hiko to przeczytała. Ale się z tym pogodziłeś...
- Tak, ale to ona. Nie, nie, nie chciałbym, żebyście wiedzieli.
- Ale...
- Przestań.
- Co ty tam takiego mogłeś napisać, że aż tak protestujesz? O sobie, o nas...
- O sobie? Hmm. Wystarczy ci, jeśli powiem, że jestem sadystą, arogantem, masochistą, bezsilnym tchórzem, pijakiem... przewrażliwionym i patetycznym cierpiętnikiem, cynicznym bluźniercą, aspołecznym szaleńcem, niedojrzałym idiotą... hipokrytą, polegać na mnie absolutnie nie można, literat ze mnie do niczego, a na dodatek cały czas zaprzeczam własnemu istnieniu?
- O! Proszę proszę. Parę nowych pozycji do mojej listy. Zaczyna mnie to coraz bardziej ciekawić. A co napisałeś o nas?
- Sporo gorzkich słów. Wiele niestety prawdziwych, i to jeden z ważniejszych powodów, dla których nie chcę, żeby ktokolwiek to czytał.
- A co napisałeś o mnie?!
- Czy ja wiem, nie pamiętam dokładnie, chyba nic szczególnego. Nie pisałem wiele o poszczególnych osobach. Ale w wielu oskarżeniach wszyscy moglibyście się bez trudu rozpoznać.
- Ach. No cóż. Trudno. Nie udało ci się mnie odstraszyć.
Piro milczał, odpisując na zaległe e-maile.
- A co Misałcia mówiła? – zapytał po jakimś czasie. - Skąd ty w ogóle wiesz...
- Och, miała to w rękach, to zapytałam ją, odpowiedziała, że to te twoje... te tamte, no... wiesz. Ale nie pokazała mi, mówiła, że byś tego nie chciał. Znając ją, nie mam co na to liczyć, jeżeli sam się nie zgodzisz.
- No to w ogóle nie masz na co liczyć, bo się nie zgodzę – odbruknął.
Carmen pokiwała ze zrozumieniem głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Piro przez dłuższą chwilę ignorował ją, zajęty pocztą. W końcu spojrzał na nią kątem oka i spytał:
- Co tu jeszcze robisz?
- Czekam, aż się zgodzisz – wampirzyca uśmiechnęła się szeroko. – Wymyśliłam strategię: nie odstąpię cię na krok, zanim się nie zgodzisz.
- No, nie strasz – zaśmiał się. – Zresztą, dobra, prędzej czy później ci się znudzi, jak na razie jakoś to przeboleję. Jednakowoż z łóżka cię wykopię – dodał po chwili, uśmiechając się ironicznie.
- Na łóżko nie licz, skarbie, tam się pchać nie zamierzam – zachichotała Cam.
- No i chwała Bogu. No wiesz... nie jesteś w moim typie.”