czwartek, 13 listopada 2008

przyczyny i skutki pisania pamiętnika, czyli Esty od siebie (24 sierpnia 2008 )

Dobrze, że pamiętacie. Dziekuję za wpisy. Dzisiaj będzie wyjątek z pamiętnika o pisaniu pamiętnika... I w ogóle teraz będę się starała, żeby po tym moim pierwszym tekście, więcej było Jej. Ale, żeby to działało to nadal musicie prowadzić z Nią dialog, spierać się, dyskutować, śmiać...



Trochę ponad rok temu u dziadków we Francji tak właśnie sobie pisała (pisownia oryginału):

9.07.07

semiotyka. semiotyka, nie semiologia, bo gdzie tu logika, tu nie ma logiki, a jeśli, to jakaś taka ona pokrętna...?

przyczyny i skutki pisania pamiętnika i tu przychodzi skonkretyzować kolejny rodzaj (właściwie podrodzaj, subkategorię)zastosowania słów. a więc: skoro pewne klimaty można wyrazić słowami, związkami słów – wprawdzie nie zachowując w czystej formie, ale jakoś jednak – spisuję wybrane wydarzenia, pewne szczegóły – w zasadzie nieraz zupełnie trywialne,błahe, bez znaczenia – tak jak to zwykle w pamiętnikach, dziennikach bywa... w celu?w celu zachowania pewnych wrażeń, doświadczeń, "zakonserwowania"pewnych rzeczy-może-istotnych-a-może-jednak-nie, które w innym wypadku rozpadłyby się, rozłożyły, uleciały zostałyby przeoczone, zapomniane lub nie tak zapamiętane. a tak oto zakonserwowane –można je łatwo odnaleźć. konserwa – konserwacja – konwersacja – kontestacja...puszka pandory. konserwa w puszce, czeskie parówki w czerwonej puszce, herbata czarna-czyli-sfermentowana-czyli-zepsuta w puszce, puszka szkieletowa jeżowca czy czegoś takiego, puszka nasienna, obudowa komputera, blaszana skorupka,skorupka jajka, jajko, puszka z papieru. puszka pandory z papieru: puszka z papieru, pandora z papieru, prometeusz + skradziony ogień + inne gry skojarzeniowe, papierowe choroby, papierowe uczucia, niebyłe zdarzenia,nadzieja, papierowe katastrofy, głupota, planowość i spontaniczność. wszystko,co się kojarzy i przypomina w łańcuchowej reakcji. maratoński bieg umysłowy,powolne wycieńczenie, czyżby?

oj! tak! jeden wielki melanż,"monumentalny bigos", istna puszka pandory.

nie kasować z wodą w wychodku.

rób swoje i nie oglądaj się...

oczywiście najśmieszniejsze i najistotniejsze w tym jest to, że tylko ja będę wiedzieć, co tak naprawdę miałam na myśli, jaką bzdurę tudzież wielką filozofię ukryłam pod wyrwanymi z kontekstu słowami, co właściwie zakonserwowałam na inne czarne godziny. tylko ja – bo tylko ja po przeżyciu tego czy innego, właśnie to czy tamto zapamiętam, potem utrwalę właśnie-tak-a-nie-inaczej. później sobie odpowiednio wszystko skojarzę i dopowiem sobie to, czego nie napisałam. właśnie dlatego, że umysł to dzieło zbyt opasłe, by człowiek dał radę je spisać – SZCZEGÓLNIE przy użyciu słów(szczególnie w tak krótkim czasie, jakim jest ludzkie życie, szczególnie jeśli na dodatek ograniczają nas zasady gramatyki). umysłu nie da się utrwalić w żadnej innej formie niż sam umysł – czyli forma bynajmniej nie utrwalona, forma bez formy, forma efemeryczna, nie do utrwalenia. zabawne jednak jak moje słowa wybrane i ułożone tak to a tak, zrozumieją inni. będąc sobą, a więc zdecydowanie nie mną, skojarzą sobie większość rzeczy zupełnie inaczej. i ototen wzbogacający dialog interpretacji, o którym już była mowa i pewnie jeszcze,znając mnie, niejednokrotnie będzie.

tak więc sztuka nie tylko dla sztuki – sobie a innym.

czyli ostatecznie jest w tym jakiś cel chyba. zresztą...nieważne to, bo czy to ważne?

jak tak człowiek czasem się weźmie za pisanie, to naprawdę ciekawe katastrofy z tego nieraz wyłażą.

a nie, nie traktuję tego, co właśnie napisałam zbyt poważnie. ani też zbyt śmiechowo, co by nie było większych wątpliwości.

army of me.

are people people?


a teraz przyszedł Antoine i pokazał mi owce i jakieś śmieszne ptaszyska, chyba małe indyki czy coś takiego.

ok. 6-7 p.m.


posłuszna temu, co sama sobie mówię.

posłuszna temu, co sama jej mówi.

posłuszna temu, co sama mi mówi.

posłuszna temu, co sama jej mówię.

posłuszna temu, co sama sobie mówi.

sama w sobie jedność.

ile słów zawiera ten cały... umysł?

och, katastrofalnie, wielką matematyczną katastrofą,...katastrofalnie niewyobrażalne.

anything passes when you need glasses.

ta herbata, ten podły earl grey bez szczególnego smaku,zaparzona tą paskudną wodą z białawym osadem – wreszcie ma smak: jest gorzka.właściwie aż za gorzka dla mnie. mniam, jakie to dobre.

a piękny stosik tabliczek czekolady z orzechami, czekający sobie spokojnie na półce na nie-wiadomo-jaki koniec świata (czy cokolwiek) od dziś chyba na parę dni zawładnie moimi bardziej trywialnymi marzeniami. w sumie potrzebna komuś ta czekolada? do czego? nie mogłabym sobie zdefraudować tabliczki czy trzech?...

reversed double helix.

jakkolwiek nieraz myślimy podobnie, czytanie wzajemnie naszych zapisków, rozmowy,relacje doświadczeń i kolejne partie scrabbli zawsze będą nowe, inne i zaskakujące.

a nóż kogoś to przybliży do zrozumienia?

czekam na wiadomość od alexann z Grecji. za minutę ósma, włączam komórkę, na razie nic.pewnie doczekam się późnym wieczorem.

za trzynaście dziewiąta. zjedliśmy kolację. no właśnie, a kwestia żarcia? dotąd gadanie było głównie o napitkach.

dzisiaj,podobnie jak w, ee, sobotę chyba?, była zupa, warzywna jakaś zupa-krem, zgadywam, że zwierająca w sobie cukinię. jasnozielona, lekko mdława, ale po posoleniu bardzo dobra. przypomina smak gotowanej kukurydzy z masłem i solą.znacie to? albo pieczonej kukurydzy z grilla...

i teraz, jak mi się przypomniało, bardzo istotne jest dla mnie, czy alexann z michałem tam, w Grecji, tak jak ja przed niecałym rokiem,spacerowali sobie po badziewnym deptaku i kupili sobie pieczonej kukurydzy...trzeba się będzie wywiedzieć.


2 komentarze:

LucyW pisze...

Hej!
Czytam ten tekst i oczywiście w mojej głowie zaraz pojawia się Nadia, słyszę Ją mówiącą, taką trochę pokręconą-pokrzywioną, jak w wierszu o kłębku...
A więc jednak Ją słyszę...


~Beata Z., 2008-08-25 18:48
--------------------------------
Ta narracja swobodna, dygresyjna, jak z języka mówionego, rzeczywiście, szczególnie w pamiętniku (który przecież wcale nie był pisany dla publikacji), jest charakterystyczna i jakoś tę Nadię prawdziwą i żywą oddaje. Wesołą i smutną, czasem dumną z siebie, a czasem patrzącą na siebie samą z dystansu z komentarzem: "ależ ja pieprzę od rzeczy..."
Nie będę jej poprawiać, bo zależy mi na prawdziwym Jej obrazie.
Nie sądzę, aby sama oceniała to, co napisała czy narysowała, za doskonałe. Pewnie gdyby miała szansę, za rok, dwa, dziesięć, wypowiadałaby się inaczej, dojrzalej, może sama najsurowiej oceniałaby własne prace (tak jak my, patrząc z dystansu na to, co kiedyś zrobiliśmy), ale dla nas już na zawsze pozostanie szesnastolatką o ogromnym potencjale, którego nie poznała reszta świata.
Dziękuję za wpis i czekam na kolejne :-)

~mamaNadii, 2008-08-25 22:21
------------------------------------
Oj słonce, nie zapytałas sie mnie o tą kukurydzę. Nie, nie jadłam pieczonej kukurydzy, bo jej nie lubie. Nawet nie wiem, czy ty ja lubiłaś, pewnie tak. A co do pamiętnika, to tyle razy sie wygłupiałysmy, ze to ja to wszystko pokoloruje...

~Ola / Alexann, 2008-08-26 15:48
--------------------------------------
I co rok obchodziła "Rocznicę Założenia Pierwszego Notesu". Chyba odnotowała ją w ostatnim pamiętniku...

~Caramelek, 2008-08-26 18:18

-----------------------------------------------
Nie znałam Nadii tak jak bym chciała... To przykre, że nie zawsze wiemy kogo spotykamy na swojej drodze. Ale to właśnie Ona i Pani wspomnienia pozwoliły mi odpowiedzieć na pytanie: "Czy istnieją ludzie, którzy widzą więcej, dalej i wrażliwiej... od innych?" Dziękuję za to co mogłam tu przeczytać.

~Agnieszka, 2008-08-28 16:40

Anonimowy pisze...

Tak, pewnie tak jest