*O mój ty smutku...
Historia jest taka. Pewnego razu zajechał pod dom„szambolot” (czyli cysterna do opróżniania szamba), wysiadł „szambelan” w białych rękawiczkach. Podszedł do szamba i otworzył klapę. Otworzył usta i... (byłam pewna, że zaklnie szpetnie), ale zaskoczył mnie i powiedział: O mój ty smutku!
Wzruszyłam się jego elegancją.
Nadia uwielbiała takie historyjki, namiętnie zresztą kolekcjonowała różne powiedzonka. Czasem jak mi się coś takiego powiedziało, śmiała się do łez, a kiedy się dziwiłam, że tego nie zna, że tak się przecież często mówi, mówiła z udawaną pretensją: ukrywałaś to przede mną... Tak, potrafiła docenić cięty język, szybki dowcip i różne bon mot’y.
I teraz kawałek z dziennika, w którym też trochę o Jej języku. To był bardzo długi wpis z 01.05.08 (czyli znowu kontynuacja):
...aha, 18 kwietnia wygrałam w „Żeromie” ten ich cały konkurs. Mam wreszcie porządny słownik, hahaaa! I jeszcze takie fajne drewniane puzelki (tangram), ale trudne jak cholera – mam zabawę. No i pendrive’a 512 Mb,nie muszę podkradać więcej matce. I roczny kurs angielskiego (no tu mi już wyboru nie zostawili – może to i lepiej). I kubek, ale nie za ładny. I długopis, ale niebieski i nie za bardzo piszący. I jeszcze jakieś tam pierdoły.Whatever. No, ale właściwie, jak by na to nie patrzeć, jestem już teraz czymś w rodzaju lingwistycznej legendy miasta, na złość O. B. Aha, między konkursem, a ogłoszeniem werdyktu i rozdaniem nagród mieliśmy ze 2,5 godziny czasu, więc trochę większą ekipą poszliśmy do Farmy. No i tym sposobem zapoznałam się zeznanymi mi dotychczas ze wszystkich chyba konkursów angola w mieście z widzenia chłopakami z jedenastki, Michałem i Kubą. Całkiem sensowni ludzie. Z Michałem nieźle się przekomarzaliśmy, na przykład on mówi: „jesteś chyba pod ochroną, nonie, jak taka jadowita...”, a ja na to: „no, jeśli ty nie jesteś pod ochroną,to lepiej uważaj”. Michał stwierdził też, kiedy rozmawialiśmy na temat polityki Stanów Zjednoczonych wobec naszej ojczyzny i jej najbliższych sąsiadów, że„Polska to taka nie-Misałcia (Esty-Misao) – na wszystko się zgodzi” – uśmiałam się. Padło też pytanie, co ja właściwie jestem i czy ja mam coś wspólnego z Emo– i nie było to pomyślane jako obelga (która zresztą byłaby dość bezpodstawna),tylko miało związek z moim ubiorem – miałam wówczas na sobie wspomniane oldschoolowe portki i czarną bluzkę w białe groszki. Nawiasem mówiąc, teraz też muszę wyglądać na niezłe Emo – T-shirt w paski, czarny polar, też same gacie Diesla... krzyż na szyi... dodać jeszcze okulary, dziwną fryzurę (niekoniecznie zamierzoną, ale niech tam) i minę malkontenta. I oczywiście te zapiski w pamiętniku... nic tylko się pochlastać XD.
À propos Emo. Karmel wczoraj przed matmą zrobił sobie coś w rękę i dzisiaj przysłał mi fotęmaści pod tytułem Naproxen Emo. [...]. Aczkolwiek przy tej okazji poczyniłam obserwację, że właściwie emo maść nie powinna być przeciwbólowa, au contraire – WYWOŁUJĄCA BÓL. Tak byłoby wszak praktyczniej, a jaka oszczędność na żyletkach...
Uwielbiam tę ironię i niezwykłą (zwłaszcza u nastolatek) umiejętność dystansowania się do siebie samej. Dlatego naprawdę była fajnym kompanem na codzień...
1 komentarz:
Fakt, miała dość bogaty arsenał powiedzonek, choć podczas rozmów ze mną najczęściej chyba padała "anoda", ale to już z mojej winy.
~Adam, 2008-09-08 19:28
----------------------------------
A ja chyba nigdy "anody" nie słyszałam. Widać każdy rozmówca prowokował wyciąganie innych powiedzonek z arsenału.
mamaNadii 2008-09-08 19:55
---------------------------------
Pamiętam to jak wysyłałam Jej tego mms'a z fotką tej masci przeciwbólowej... Jak wtedy sie usmiałam z jej twierdzenia ze ta maść powinna wywołać ból... xDD Anodą mnie zaraziła, tak jak mnóstwem powiedzonek..
~Caramel 2008-09-09 17:47
Prześlij komentarz