czwartek, 20 listopada 2008

refleksje i drobne przerażenia... - cz.1 (11 października 2008)

To taki zapis, nie w dzienniku, tylko w komputerze z dnia 13.03.2007. Podzielę to na 3 części, bo trochę długie, a też i na różne tematy. Więc najpierw „przerażenia”.

O czym ja miałam pisać? Rzecz w tym, że nigdy nie wiem, a w każdym razie przeważnie. Jak to w życiu bywa zresztą, nigdy się nie wie, co będzie, co wyjdzie z naszych zamiarów... Improwizuję.

Życie jest improwizacją. Trochę jak w jazzie...

Hahaha <śmiech w porywach nieco histeryczny>, daj mi Boże w życiu improwizacje tak piękne jak ta klasyczna, jazzowa...

A, no taak, cóż wy chcecie, pomarzyć można.

Co do przerażeń... Takich moich drobnych, prywatnych, nie żadne tam masowe zagłady.

I co do snów w porywach z lekka psychodelicznych. Krokodyle mi się śniły ostatnio. Okropne. Ustawione obrzydliwie równym rządkiem, koloru zielonego w sposób również patologicznie obrzydliwy. Tło, na którym się pojawiły, było w kolorze różu tak paskudnego, wstrętnego, obrzydliwego etc., jaki może się tylko w koszmarze przyśnić. Całość razem stanowiła połączenie, powiedziałabym, doskonale oczojebne. Zresztą, jako że był to sen osoby zmęczonej, w nastroju dość dziwnym, a także doszczętnie odmóżdżonej paskudną i głupią robotą (w której krokodyle i elementy krokodylopodobne występowały stanowczo zbyt mnogo jak na moją wytrzymałość), bolało to nie tylko oczy.

O, ta, zapamiętać, 11 marca – dzień odmóżdżającej roboty. Zapamiętać i w przyszłym roku się wystrzegać...


W tle obecnie DM – halo – Goldfrapp remix.

Wracając do przerażeń... pusta strona, którą muszę zapełnić jakąś treścią w miarę możliwości sensowną i nie patetyczną, przynajmniej wtedy, gdy nie mam za bardzo weny do pisania (i, jak wspomniane było na początku, nie mogę wiedzieć, w jakim kierunku ostatecznie się to potoczy i czy jakaś monstrualna bzdura z tego nie wyniknie, jeśli nie teraz to w przyszłości), zawsze w pewnym mniejszym lub większym stopniu powoduje traumę. Tak jak przed chwilą, gdy zaczynałam to pisać. Jak zwykle chaotycznie ^^

O drobnych i w gruncie rzeczy nieistotnych przerażeniach, na co poniektórych lekcjach, nawet nie wspomnę.

O lęku przed niezrozumieniem, a co za tym często idzie odrzuceniem, przez osoby, na których mi zależy (nawet jeśli one o tym nie wiedzą... a jest parę takich osób), nie napiszę, przynajmniej tutaj, bo nie zaliczają się do kategorii takich znowu drobnych, a więc nie na temat. (ha ha ha, Minamoto, ale se wymówkę znalazłaś... jak zwykle skopaną :P)

Dobra, dalej, refleksje... tak? Nie wiem, czy uda mi się cokolwiek na temat napisać, w tej chwili akurat pracuję dość bezrefleksyjnie... Zresztą, nie, inaczej. Nie bezrefleksyjnie, w moim wypadku byłoby to chyba niemożliwe. Ale obecnie te przemyślenia są trochę trudne do uchwycenia, spróbuję je jakoś ubrać w słowa, ale nie wiem, na ile końcowy efekt będzie miał jakąś znośną postać. Aczkolwiek jak by nie było, i tak mam zamiar to opublikować.


mamaNadii (20:33)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

przeglądam właśnie kartki, tej banalnej rzeczy- pamiętnika. widzę wpisy jeszcze z podstawówki. rzecz już nie jest tak banalna. 11. X. 2004 poniedziałek - somawar ( sanskr. dzień księżyca).. mała gwiazdka w rogu kartki. powyżej 2 wierszyki. oklepane? czy tak życiowe?
* skromna niezapominajka
w trawie się skrywa.
bądź taką jak ona
a będziesz szczęśliwa. *

***
jeszcze śliczny rysuneczek. zwiewna dziewczynka biega po łące. bawi się motylem. I podpis. jeszcze wtedy Kicia. (nadia g)



~anip8@wp.pl, 2008-10-12 21:48

Anonimowy pisze...

Tak, zmieniała się, już nie była Kicią, przechodziła od dziecka do kobiety.
Chociaż sympatia do kotów ciągle była. Ale już nie kocia mania...
Pamiętnik z ostatniego roku jest oczywiście inny niż Jej starsze pamiętniki. Ale i tam są fragmenty nie tylko dziecinnego pisania. Może też je pokażę...


~mamaNadii, 2008-10-12 22:28