piątek, 21 listopada 2008

psykoty (nie-mechaniczne) (27 października 2008)

Tą zbiorową nazwą „psykoty”, określałyśmy zestaw domowych zwierzaków, zazwyczaj złożony z dwóch osobników: psa i kota, chociaż był i okres, kiedy były dwa psy i kot. Osobiście uważam, że jedynie alergie usprawiedliwiają dom bez zwierząt, a dzieci powinny się wychowywać mając codzienny z nimi kontakt. Był też okres kiedy Nadia miała papużki faliste – Felka i ...?, na chwilę pojawił się też znaleziony (sic!) obok domu żółw – oddany kilka tygodni później, kiedy się okazało, że uciekł komuś z domu jakieś 100 czy 150 metrów od naszego. Żółwie są diabelnie szybkie, trzeba uważać, bo mojemu bratankowi też uciekł, spuszczony na chwilę z oka (dzięki temu, miałyśmy za to „oprzyrządowanie” dla późniejszego znaleziska)!

Nadia uwielbiała zwłaszcza koty, miała nawet okres prawdziwej kociej manii: zakładała z ówczesną przyjaciółką „Klub Kotów”, miała kocie pseudonimy, no i bez przerwy je rysowała i o nich pisała. Miała też rozmaite zabawki, maskotki, figurki, notesy z kotami, itd.

Te, na zdjęciu poniżej, zrobiłam ja, według jej projektów, żółty kot jest starszy i nazywa się Giotto (do dzisiaj nie wiem, skąd Jej się wzięło to imię; miała jakieś 5, 6 lat, kiedy został zrobiony i nic nie wiem o tym, aby miała wówczas jakąś wiedzę o malarstwie Giotta, które ja uwielbiam – freski w Asyżu nie do opisania, ale to widać dopiero na żywo), różowy to kotka Lara (od Lary Croft, którą w pewnym czasie też się fascynowała) młodsza o kilka lat. To były Jej ukochane zabawki, chociaż wykonane raczej nieudolnie. Na tej fotce jeszcze nalepka na ścianie, czyli jeden z kotów, które chwilowo nam, po śmierci naszego kota – Kuby (zdechł ze starości ok. 1,5 roku temu), zastępowały żywego kota.


Kuba był niesłychanie spokojny, by nie rzec – flegmatyczny i dzielnie znosił wszelkie pieszczoty i miętoszenie. Cały biały, z wyjątkiem „czapki” na głowie, ogona i czarnej kropki nad ogonem – co wyglądało z tyłu jak kropka nad „j”.

Aktualny pies nazywa się Bono (bez związku z wokalistą U2 – został nabyty już wraz z imieniem, a właściwie, nabyta została obroża i smycz, a pies był za darmo – stąd często nazywany Bonusem), to wyjątkowo poczciwe bydlę, bardzo pogodne, towarzyskie i zabawne. Można go wytargać za uszy, sprać po pysku, a on to po prostu uwielbia. Śmiałyśmy się, że jest idealnym „odpiorcą” – takim odstresowywującym niedźwiadkiem do zabawy. Dzielnie dotrzymywał Nadii towarzystwa; kiedy mnie nie było w domu i zostawała sama, co od śmierci babci, niestety było codziennością. Dzięki niemu i ja byłam spokojniejsza, wiedząc, że jest nie tylko miłym towarzyszem, ale i najlepszym „alarmem” i odstraszaczem niepożądanych gości. Bo jednak mimo poczciwej natury wzbudza w obcych respekt.

Był też oczywiście pretekstem do wymyślania różnych powiedzonek, np.: Bonuszek w większości składa się... z uszek!


Jest dużo zdjęć Nadii ze zwierzakami, chociaż nie z ostatnich lat, tylko jako dziecka, nie mam ich niestety w komputerze, ale może niektóre wskanuję. Za to w Jej telefonie pełno było fotek kotów i naszego psa. Mam także dwa filmiki z udziałem Bono, jeden z nich kręciła Nadia i słychać Ją w tle.

mamaNadii (19:17)

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O tak, też kocham koty. Mówi się, że są to zwierzęta dla ludzi z charakterem - dużo w tym prawdy, chodzą własnymi drogami a niektóre - miałem takiego jednego, całkiem miły - gotowe zadrapać człowieka na śmierć, jeśli wymyśli sobie głaskanie, kiedy kot nie ma na to ochoty. Lovecraft kochał koty. I nienawidził psów. Ja tam do psów nic nie mam, ale to nie to samo co kotowate...

~Adam, 2008-10-27 20:01

Anonimowy pisze...

Kotów się boję - z czego regularnie śmiała się Ester :) Kiedyś opowiadała, jak Kuba został przypadkiem wykastrowany przez sąsiadów. Pewno polubilaby moj najnowszy nabytek - chomika.

~Ola / Alexann, 2008-10-28 16:03

Anonimowy pisze...

Tak, historia kastracji Kuby jest trochę straszna (zwłaszcza dla niego-biedaka), a trochę śmieszna. Nasz kot włóczył się swobodnie po okolicy i kiedyś wrócił zataczając się jak pijany. Okazało się, że to był efekt narkozy podczas kastracji. Do dziś nie wiem czy ktoś go pomylił ze swoim kotem czy zeźlił się, bo Kuba jakichś niepożądanych kocich dzieci narobił...
Kastracja zresztą w ogóle nie zmieniła jego zwyczajów; w domu terenu i tak nigdy nie znaczył, tylko w ogrodzie, ale za to po zabiegu nadal bijał się z innymi kocimi intruzami.

~mamaNadii, 2008-10-28 21:39

Anonimowy pisze...

Kicia. Jeszcze właśnie taką ją pamiętam.


~amy 2008-10-28 19:57

Anonimowy pisze...

Też swego czasu kochałam Larę Croft, chyba nawet o tym rozmawiałyśmy.

~Weronika 2008-10-30 21:17