Po czasie nie zawsze jesteśmy zadowoleni z tego, co napisaliśmy, czasem trochę się tego wstydzimy, a bywa i tak, że brak nam niezbędnego dystansu, żeby móc to ocenić (te uwagi zresztą odnoszą się do każdego rodzaju twórczości). Ale żeby móc robić coś dalej, trzeba też umieć się wyluzować, zostawić za sobą błędy i pracować na nowo.
I pogodzić także z tym, że inni i tak zobaczą w tym, co zrobiliśmy treści, o których nawet nam się nie śniło. Że dzieło (dziełko) raz skończone żyje własnym życiem.
Nadia znalazła się na liście laureatów tegorocznej „Lipy” (wiemy o tym dzięki Adamowi ); podobno nie do końca była przekonana, że to, co przygotowała jej się udało. Czy i co by zmieniła, już się nie dowiemy.
Zdjęcie z „Lipy” zeszłorocznej i tekst z dziennika:
06.06.08
Nie wiem, jak innym osobom, które piszą (cokolwiek), ale mnie sporą frajdę zazwyczaj sprawia czytanie swojej nazwijmy-to-twórczości sprzed jakiegoś czasu – zapisków, które powstały dawno temu z braku laku lub przeciwnie, w wyniku wytężonej pracy, po czym zostały zagubione gdzieś w morzu innych papierów (czy to tylko ja produkuję takie straszne ilości makulatury? Mam nieprzeciętny talent w kierunku robienia dzikiego bajzlu z byle czego...) i w tak zwanym międzyczasie zapewne dokumentnie zapomniane...
Tutaj na przykład jest coś z dnia 25 kwietnia 2007. Odłożone w jakimś zeszycie celem przepisania na czysto po skończeniu – co, jeśli nawet jakimś niepojętym przypadkiem w ogóle następuje, to przeważnie po upływie sporej ilości czasu (przez co nieraz się dezaktualizuje i w ogóle nie ma sensu tego kończyć i przepisywać). Rzecz jasna niedoczekanie. I notatka nie dokończona. Trudno się mówi i się żyje dalej, coś może się z tego jednak uda wyciągnąć, nawet jeśli będzie to tylko niejako szkielet dla świeżych rozważań.
3 komentarze:
Podpisuje się pod tym obiema rękoma (rękami?) Przy czym prawą czytelnie, a lewą jak "kura pazurem".
~DAG 2008-09-18 08:59
Tak wiele rzeczy pozostało nie dokończonych... Na przykład komiks, do którego mam scenariusz, a gdzieś na dysku twardym komputera Nadii kryje się kilka luźnych obrazków... Cóż, czasem te niedokończone dzieła są jednymi z najlepszych, a skończenie ich zabiłoby cały urok (jak choćby "Azathoth" Lovecrafta). I myślę, że to jest jeden z dowodów na to, że niektóre rzeczy nigdy się nie kończą, lecz trwają...
~Adam, 2008-09-18 15:37
Ten komiks to "Holiday" prawda? Tak, mam na dysku fragmenty tego scenariusza, ale co do rysunków to chyba nie umiem zidentyfikować, które były do tego komiksu przymiarkami.
Masz rację, że czasem szkice są najfajniejsze. Podam przykłady z historii sztuki (wg mojej subiektywnej oceny):
1. skończone obrazy Rubensa, delikatnie mówiąc, nie należą do mich ulubionych, ale szkice! szkice, które widziałam w muzeum w Lille, były genialne - dynamiczne, lekkie, świetne kolorystycznie,
2. obrazy Salwadora Dali (te najbardziej znane, najczęściej pokazywane) są dla mnie zbyt "wylizane"; za to szkice, ilustracje i grafiki (które z kolei widziałam w Rzymie) też były fantastyczne - widać w nich było to co najważniejsze, bez żadnych zbędnych elementów.
I to często jest największą zaletą szkiców, że są najcelniejszym zapisem intencji, skrótem, w którym widać intencje. Czasem to się niestety później gubi w trakcie dopracowywania "dzieła"...
~mamaNadii, 2008-09-18 16:10
Prześlij komentarz