

Czasem śmieszne rozmowy na ten temat mi się zdarzają. Na przykład jeden pan, który zachodzi do galerii poniekąd także służbowo (ale przynajmniej ogląda wszystko, a dobre i to), uważa, że sztuka powinna być jak kobieta jego marzeń: piękna, czuła, potulna, ozdobna.
Ale ja uważam inaczej. Sztuka, podobnie jak nauka, jak filozofia, jest stawianiem pytań i poszukiwaniem odpowiedzi (niekoniecznie dawaniem odpowiedzi).
Nie musi być dekoracją, nie musi być przyjemna, nie musi być rozrywką... Stawiając pytania może kwestionować porządek rzeczy, powinna być dialogiem, powinna zaskakiwać, odsłaniać nieoczekiwane, szukać nowych dróg. Podobno Picasso kiedyś powiedział: „Sztuka jest zorganizowaną formą rozpaczy”. To rzeczywiście boleśnie trafna definicja. Chociaż nawet w rozpaczy można znaleźć także komizm. Pełne spectrum emocji.
Przydługi to wstęp do wiersza Nadii pt. „Artyści”. Czy Ona się nad nimi lituje, czy może z nich śmieje? Podoba mi się ta ironiczna niejednoznaczność.
A jako ilustracja graficzna, ciekawe chyba, zestawienie. Dialog poprzez wieki, czyli porównanie znanego Wam autoportretu Nadii (poddanego pewnej obróbce, dla uwypuklenia podobieństw) z górnej listwy strony, z renesansowym portretem, na tle pejzażu, małżonków Frederiga da Montefeltro i jego żony Battisty Sforza, autorstwa Piero della Francesca. To jeden z pierwszych portretów w takim ujęciu, portretów nader często później w takiej formie malowanych. Ta fotografia Nadii od razu mi się z tym skojarzyła.
A czym dla Was jest sztuka, czego w niej szukacie? Kto dla Was jest artystą?
"artyści"
artyści
czyli ci co babrzą się w sztuce
- lubią krwawić, tak, to wiem -
organizmy w większości stenobiontyczne
ich nisze ekologiczne
nieraz patomorfologiczne
- wielu lubi nawet te patologie to tak jak ja -
w skórze własnej
a nawet cudzej im czasem
trochę niewygodnie
i wymagają
u z n a n i a
----------------------------------------------------------------------------------
* mam na myśli wszelkie sztuki: te plastyczne, literaturę, teatr, film, muzykę, itd.
5 komentarzy:
Znałem ten wiersz już wcześniej i zauważyłem w nim - podobnie jak u siebie - inną ciekawą prawidłowość: u niektórych język naukowy zamieszkuje na stałe tam, gdzie i ten potoczny i choć te terminy biologiczne są tutaj raczej celowe, to pewnie też nie przyszły jej do głowy po jakichś wielkich namyślaniach. Mnie osobiście to śmieszy - co zainteresowania potrafią zrobić z bądź co bądź normalnym człowiekiem. Ja zresztą też czasem słyszę: "mów po ludzku" ;)
Sama zaś sztuka... Cóż, istniej słownikowa definicja tego słowa, ale dla mnie jest jej jedno sedno: sztuka jest formą komunikacji. I cokolwiek by człowiek nie miał do powiedzenia (jaka by nie była funkcja sztuki), mieści sie w tym pojęciu. Bo czy ktoś chce opowiedzieć ciekawą historię, przekazać innym swoją wizję świata, czy ukazać swoją obmienność - zawsze wiąże się to z jakimś przekazem. Ale może za dużo gadam...
Dla mnie arysta, to ktoś, kto w kilku prostych słowach, czasem w jednym, odda cały "sens" lub i "bezsens" zycia(jakkolwiek patetycznie to zabrzmiało). Jest to ktoś, kto potrafi dostrzec te aspekty, których nie widzą inni. Artysta jest twórcą. Prawą ręką Boga. Tworzy coś z "niczego", z niepotrzebnego potrzebne.
Takim kimś była Nadia.
Przyszło mi teraz do głowy jeszcze jedno pytanie: czy artysta jest artystą a sztuka sztuką bez publiczności, czy dopiero kiedy następuje interakcja, nawet jeśli nie ma pełnego dialogu, ale jest cudzy ogląd, cudza interpretacja, sztuką się staje?
Czy można być artystą sobie a muzom?
Czy dopiero kiedy "dzieło" odciśnie jakiś swój ślad w innych, staje się dziełem "pełnoprawnym"?
Uważam, ze artysta, nawet jezeli nie znany i pisze tylko do szuflady jest artystą. Sztuka literacka i muzyczna, są wartosciami samymi w sobie i nawet słuchane / czytane przez autora - artyste są sztuka i nia pozostają, nawet bez upowszechnienia. Natomiast sztuka plastyczna, bez obserwatora, to tylko przedmioty, jednakże jezeli chociaz jedna istota zywa, zdolna do jakichkolwiek odczuc, ogląda dzieło, cieszy sie nimi, ocenia, to te przedmioty, oczywiscie tylko te stworzone przez atyste jako "dzieła sztuki", staja się własnie sztuka.
Taka jest moja opinia. Chętnie poznam Pani opinie na ten tamat. Czy zgadza sie Pani ze mna?
Nie bardzo wiem dlaczego miałaby być taka różnica między literaturą, muzyką a sztukami plastycznymi. Nie czytana literatura, nie słuchana muzyka to takie same zbiory jak nie oglądane obrazy. Jeśli cudzy odbiór nadaje im wartość, to konsekwentnie w każdej z tych dziedzin, czytanie, słuchanie, patrzenie autora nic tu nie zmienia, ani nie umniejsza ani nie dodaje wartości, w końcu nie da się tworząc - nie słuchać, nie patrzeć, nie czytać. No powiedzmy, że Beethoven, po tym jak stracił słuch nie mógł słuchać, ale miał te dźwięki w głowie.
Co jest sztuką co nie, nie zależy także od tego czy autor miał zamiar stworzyć dzieło sztuki. Tego akurat jestem pewna. Wielu ma takie intencje, a jednak im się nie udaje; nie każda twórczość osiąga rangę sztuki. Bywa i tak, że ktoś tworzy coś od niechcenia, nie przywiązuje do tego wagi, a jednak odbiorcy doznają takich emocji, takich wzruszeń, które niewątpliwie czynią z tego dzieło sztuki.
Więc ja jednak chyba skłaniam się do poglądu, że to cudza percepcja nie tyle czyni co weryfikuje sztukę.
Pewnie w całej naszej historii była cala masa wybitnych dzieł, które nie ujrzały światła dziennego, zaginęły, nie zostały docenione, ale nie możemy wiedzieć czy i co straciliśmy nie znając ich :-(
Prześlij komentarz