
LOL (laughing out loud – gdyby ktoś nie wiedział...), to bardzo często przez Nadię używany skrót. Bo i śmiech (głośny, na sali, pusty, czy każdy inny, poza bezmyślnym) odgrywał w Jej i moim życiu wielką rolę. Nadia zdobywała nim przyjaciół, leczyła smutki, walczyła z głupotą.
Chyba niektórzy ludzie widząc mnie czasem teraz, dziwią się, że nadal z pewnych rzeczy potrafię się śmiać. Ale jeśli już człowiek ma jakieś poczucie humoru, to ono nie znika, nawet jeśli dotyka nas tragedia. Rzeczy śmieszne nadal są śmieszne, absurdy nadal są absurdalne, ale przedwczesna śmierć nadal jest równie bezsensowna, chociaż z innych spraw się śmiejemy.
Nie ufam ludziom pozbawionym poczucia humoru. Dlaczego? To proste. Żeby się z czegoś śmiać trzeba mieć dystans do tego, z czego się śmiejemy, a dystans lepiej pozwala zobaczyć skalę rzeczy (także problemu) i umieścić w odpowiednim miejscu na skali (nie)ważności.
Brak dystansu jest niebezpieczny, czasem nawet prowadzi do fanatyzmu. Więc wolę tych, co umieją się śmiać, także (albo zwłaszcza) z siebie. Są zdrowsi i mądrzejsi niż ci zawsze poważni (zgadzam się z Gombrowiczem, że: „im mądrzej, tym głupiej” – szczególnie jak się już we własną mądrość zanadto uwierzy...)
Wg De Mello (tutaj cytującego Mistrza, opowiadajacego uczniom swe kolejne stopnie wtajemniczenia), którego tak Nadia ceniła, śmiech to najwyższa forma modlitwy, czy też zbliżenia do Boga: „...dziś zabiorę cię do najgłębszego sanktuarium świątyni, do serca samego Boga. I zostałem poprowadzony do Krainy Śmiechu”.
Fotka: Alex i Esty; dużo się razem śmiały.
W dziennikach Nadii pełno było krótszych i dłuższych śmiesznych tekstów; dziś kilka tych z marginesów (powinny być jeszcze do nich rysunki, ale nie mam przygotowanych):
Zaznaczam, ze to nie dziennik, ale nocnik... Cortazar
Wkurza mnie ten długopis. Muszę sobie kupić tańszy
Imprez przy ognisku fajna była, według moich pijackich kryteriów. Piękne teksty odchodziły. Jak od kości, jak od kości.
Kiedyś, jak byłam mała, to zawsze rysowałam postaci o 3 (słownie trzech palcach.
Patrzyli na moje rysunki i mówili, że jestem jakaś inna... NO BO JESTEM.
(tu rysunek dziewczynki-diabełka o 3 palcach)
KOCHAJ SZATANA, KUP MU KREDKI (ale tylko czarne!)
(tu rysunek dziewczynki-szatanka mówiącej: a gu, gu...)
tak na marginesie:
a tak w ogóle to jak byłam malutka, nie znosiłam facetów. Wreszcie zaakceptowałam jednego – a po latach dowiaduję się, że to gej. Ło rany...
uwaga, lol.
do galerii jechałam z Markiem. Przejechaliśmy na czerwonym. Marek zacytował kumpla: ,,na zielonym to każdy głupi potrafi!” prawda.
see you later, operator
2 komentarze:
Historie o szatankach, kredkach i o tym że jesteśmy "inne", zawsze nas rozsmieszały.Czasami śmiałysmy sie niewiadomo z czego, tak po prostu.
I dobrze, śmiech to zdrowie. Bardzo mi teraz tego śmiechu Nadii brakuje
Prześlij komentarz