

Zastanawiałam się, co by tu napisać optymistycznego w ostatnim poście przed świętami i postanowiłam podać przepisy na ulubione świąteczne wypieki Nadii (najbardziej ulubione, bo w ogóle łasuchem była strasznym i wszelkie ciasta i ciasteczka potrafiła zjadać w dużych ilościach.
Fotki zeszłoroczne. Na drugiej piernik.
I tak, jako pierwsze, ciastka zwane „kawalerskimi oczkami” (przepis skądś zdobyła moja mama i nieodmiennie od lat cieszyły się wielkim powodzeniem) – a czemu tak? Nie wiem, chyba szczególnie zachęcająco mrugały do nas ;-)
„Kawalerskie oczka”
- 15 dag masła zimnego
- 15 dag masła stopionego ciepłego
- 15 dag cukru pudru
- 3 żółtka
- 45 dag mąki krupczatki (najlepsza do tego celu)
- białko do smarowania
- 15 dag siekanych (dość grubo) orzechów
- konfitura z wiśni
- cukier puder do posypania (z wanilią)
Świeże masło utrzeć w makutrze na pianę i cały czas ucierając dodawać lekko ciepłe sklarowane masło, po łyżeczce cukier, po 1 żółtku. Na końcu wsypać mąkę i jeszcze raz wszystko dobrze utrzeć. Wstawić do lodówki, by ciasto nieco stężało. Formować spłaszczone kuleczki z wgłębieniem w środku, posmarować białkiem i posypać siekanymi orzechami. Piec w nagrzanym piekarniku (nie podam dokładnego czasu, bo piekarniki są różne i ja np. muszę zawsze piec dłużęj niż w przepisach, ale ok. 25 do 40 min). Zaraz po wyjęciu posypać cukrem pudrem i w zagłębienia na środku nakładać odrobinę odsączonej konfitury (ta zwykle też była domowa i razem to naprawdę jest pyszne!).
Makowiec (strucla makowa)
Z tym makowcem, który robiłam od paru lat, wiąże się taka historyjka. Robiłam już od wielu lat paszteciki grzybowe z ciasta francuskiego własnej również roboty i zawsze jeszcze byli chętni, którzy zamawiali jakąś część tej produkcji dla siebie. W tym kolega Jacek G. (który zresztą jak się okazało kiedyś przypadkiem, ukrywał przed częścią swojej rodziny, że to nie z jego kuchni pochodzą). Jakieś 2 lata temu zrobiłam makowiec, z którego wyrósł tak istny potwór, że doszłam do wniosku, że same tego nie zjemy (chociaż chyba jednak nie doceniłam możliwości Nadii pod tym względem) i wobec tego do dostawy pasztecików dodałam Jackowi bonus w postaci części tego makowca. Przyjął grzecznie (ale, jak później się przyznał, bez przekonania, bo wygląd istotnie nie był najbardziej zachęcający ze względu na te gargantuiczne rozmiary), po czym jego rodzina oszalała i zażądała, żeby zamawiać przede wszystkim makowiec, a potem dopiero paszteciki...
Ciasto:
- 40 dag mąki
- 15 dag masła
- 5 dag drożdży
- 3 łyżki tłustej śmietany
- 2 jajka
- 2 żółtka
- skórka otarta ze sparzonej i wytartej połówki cytryny
- 2 czubate łyżki cukru pudru
- 1/3 łyżeczki soli
Masa makowa:
- 40 dag maku (broń Boże gotowa masa makowa, bo to straszne świństwo, natomiast jeśli się uda zdobyć może być mak już zmielony, byle bez dodatków)
- 1 l mleka
- 15 dag masła
- ¾ szklanki miodu
- laska wanilii
- 10 dag siekanych migdałów (mogą być płatki migdałowe)
- 15 dag sparzonych rodzynek
- 2 łyżki posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej
- 4 jajka
- 1 szklanka cukru
- łyżki koniaku lub brandy lub rumu
Mak umyć na sicie, zalać wrzącym mlekiem i gotować razem pół godziny na małym ogniu. Osączyć i trzykrotnie zmielić w maszynce. Do stopionego masła dodać miód, ziarenka wanilii, bakalie i mak i smażyć 15 minut ciągle mieszając. Ostudzić i dodać żółtka utarte z cukrem, pianę ubitą z białek i alkohol. Dobrze wymieszać.
Aby przygotować ciasto – drożdże rozprowadzić w śmietanie i zostawić na chwilę w ciepłym miejscu. Pozostałe składniki posiekać na stolnicy, dodać drożdże i wyrobić niezbyt ścisłe, lśniące ciasto ( w razie potrzeby dodać nieco ciepłego mleka lub wody). Rozwałkować na duży prostokąt (albo 2 mniejsze, wtedy łatwiej się to wszystko zwija i nie rosną takie potwory). Nałożyć nadzienie zostawiając wolne brzegi i zwinąć sklejając końce. Owinąć struclę papierem do pieczenia (wtedy się tak nie rozłazi) i przenieść do podłużnej formy do pieczenia. Przkryć ściereczką i zostawić na godzinę w ciepłym miejscu. Piec ok. 50-60 min. W nagrzanym do 180 st. piekarniku.
I na koniec bardzo łatwy przepis na piernik, który na dodatek zawsze wychodzi.
Piernik
- 3 szklanki mąki
- 1 szklanka cukru
- 2 łyżki kakao
- opakowanie przyprawy do piernika
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
- 3 jajka
- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka powideł śliwkowych
- pół szklanki miodu
- ¾ szklanki oleju
Wymieszać suche skladniki: mąkę, cukier, kakao, przyprawę do piernika, proszek do pieczenia, sodę.
Dodać same żółtka jaj, mleko, powidła, miód, olej. Dokładnie wymieszać.
Białka ubić i delikatnie połączyć z masą. Przełożyć do wysmarowanej masłem foremki. Piec ok. min. w temp. 180 st.
Życzę Wszystkim Spokoju i Ciepła Świąt w gronie Bliskich, Rodziny, Przyjaciół***
10 komentarzy:
Przede wszystkim życze pani, aby te święta były spokojne i pogodne, by dla nikogo nie zabraklo w ten czas ludzkiej życzliwości.
Co do przepisow: piernik się upiecze ;)
Ja się skuszę na te oczka kawalerskie, może któreś do mnie mrugnie :)
Szanowna Pani,
piszę po raz pierwszy - jednak wymaga to odwagi, większej właściwie, niż myślałam.
Niestety nie zdążyłam Nadii poznać. W tegorocznym tomiku 'Lipy' po prostu przeglądałam wiersze - Jej przyciągnął moją uwagę - i dopiero po chwili zauważyłam nazwisko w ramce...
Byłam tylko na pierwszej swojej Lipie, w 2006r. bodajże. Okoliczności losowe nie pozwoliły mi przybyć na następną. Więc nie zdążyłam Jej poznać. Na dobrą sprawę nawet nie wiem, czy jakbym tam była... W każdym razie mam poczucie, że straciłam szansę, by poznać tak Wyjątkowego Człowieka.
Potem trafiłam tu i od tego czasu czytuję i oglądam - zawsze z powracającym wykrzyknieniem, że przecież 'tacy ludzie nie umierają!'. Przecież za szybko, przecież czas, przecież dlaczego, przecież tak być nie powinno... Ale Pani o tym doskonale wie.
Po co piszę? Poczułam się częścią społeczności, jaką jest Lipa, i w imieniu tej społeczności chciałam napisać, że... Rany, wszystkie słowa i tak nic nie znaczą... Ale.
Podziwiam Nadię. Nie tylko za Jej twórczość, ale i za to, jakim Człowiekiem była, choć znam ją tylko z Pani opowiadań. Jej teksty... Lubię do nich powracać. Mają w sobie całą poezji tajemnicę - właśnie to tajemnicze 'coś', które budzi myśli...
Jestem tu często i za każdym razem staram się przesyłać Pani telepatycznie chociaż trochę dobrej energii... Nadia była wspaniała. Jest. Nie damy o Niej zapomnieć.
A z racji tego, że są Święta, życzę Pani dużo siły. Bo myślę, że Ten Na Górze mimo wszystko jest przy Pani i czuwa. Dobrej, pozytywnej energii i ludzi, którzy będą potrafili Panią uśmiechnąć. Choćby momentami.
i chciałam jeszcze napisać, że też jestem - tak, w razie czego...
Spokojnych Świąt...
Justyna
Życze Pani Duzo zdrowia i ciepła w nadchodzące świeta Bożego Narodzenia. Oraz aby mały Jezus zesłał Pani spokój ducha i swoje błogosławieństwo na Nowy Rok 2009.
Serdecznie pozdrawiam
Dziękuję za życzenia, Tobie Olu, także za piękną kartkę, która już do mnie dotarła.
Justyno, cieszę się, że jednak się odważyłaś i "zapisałaś" do grupy aktywnych. To ważne, aby ten dialog z Nadią był ciągle żywy i każdy głos jest tu istotny. Wbrew temu co niektórzy sobie wyobrażają, mnie tez jest często trudno znaleźć wlaściwe słowa i nigdy nie mam pewności, że takie są. Ale warto jednak się odzywać.
P.s. Oczywiście fotka z piernikiem jest pierwsza, a nie druga, ale to znowu przygody z serwerem i nijak nie mogę tego poukładać zgodnie z zamierzeniem :-(
Właśnie byłan na etapie szukania przepisów na cista świąteczne. Weszłam na blog, i Lucyno, dzięki, już wiem co upiekę. I tak jakoś przeplotły mi się te nadchodzące święta, i ciepłe myśli o Tobie i absolutnie przepiękne, wysmakowane intelektualnie "Nieistnienia" Nadii. Z całego serca życzę Ci Świąt, które przyniosą, choćby na chwilę, choćby w maleńkiej części, bólu ukojenie.
Kiedyś zastanawiałam się nad jakimś nickiem i Nadia podpowiedziała mi: "Anachronika", dlatego że wg. Niej jestem nie z tej epoki, i że ładnie to się komponuje z moim imieniem.
Teraz za każdym razem gdy się gdzieś loguję wspominam ją. Oczywiście zawsze jako zdolną i inteligentną osobę, która miała za mało miejsca tutaj. Świat na Nią nie zasłużył.
Będę o Niej zawsze pamiętać.
Weronika-Anachronika - to rzeczywiście ładne i pasuje. Mam dziwne wrażenie, że wielu, co tu zgląda, jest takich trochę niedzisiejszych...
Kiedy będzie coś nowego?
Wkrótce, może w sobotę, może w niedzielę.
Święta, Sylwestra i Nowy Rok spędziłam w towarzystwie bliskich przyjaciół, komfortowym towarzystwie rozumiejących. Było naprawdę ciepło i miło.
Ale i tak to był bardzo trudny dla mnie czas, trudniejszy niż każde inne trudne dni. Były także i bezmyślne, nietaktowne czy po prostu głupie słowa , ale nawet mnie to zanadto nie obeszło. Doceniam troskę tych naprawdę ważnych dla mnie ludzi, abym przeszła ten czas otoczona ich życzliwością. Udało im się.
Zanim jednak będę gotowa napisać coś nowego tutaj, muszę spokojnie pomyśleć i troszkę się przygotować, także i dlatego, że nie chcę gasić zwykłej dla tego okresu świąteczno-noworocznej radości. Macie prawo, powinniście nawet się cieszyć, ale ja nie mogę udawać, że jest jak zwykle, jak co roku. Stąd ta przerwa. Wybaczcie.
Powoli dojrzewam do kontynuacji. Wkrótce, obiecuję...
Prześlij komentarz