poniedziałek, 8 grudnia 2008

myślenie i milczenie

Nie chciałam, żeby ta strona była miejscem wylewania żalu, obce mi jest publiczne pokazywanie prywatnych emocji; miała służyć i służy, głównie poznawaniu Nadii. Ale jestem tylko człowiekiem, nie jakąś super-bohaterką, moja odporność, dzielność, czy jak to niektórzy określają „siła” - ma swoje granice. Doszłam też do wniosku, że może dobrze by zrobiło otwarcie niektórym oczu.

Rien faire, ca ne veut pas dire – ne pas faire du mal...



Wczoraj puściły mi nerwy.

Zdarza się (jest to chyba najczęściej używane wyrażenie w książkach Kurta Vonneguta – jednego z moich ulubionych pisarzy). Jak to również zwykle bywa, dostało się raczej niewinnej osobie, która miała tego pecha, że jej słowa były przysłowiową kroplą...

Jakie słowa?

„ - Często myślę o tobie...”

Co w tym złego? Na pozór nic. Nie zliczę ile razy to słyszałam w ciągu ostatnich miesięcy. Ale zazwyczaj słyszę to od osób, które poprzestają na tym myśleniu i mają niezwykle wygodne poczucie, że ich myślenie jakoś mi pomaga. Otóż nijak mi nie pomaga i w ogóle mi nie robi różnicy. Nie mam żadnej specjalnej anteny, która odbierałaby w jakikolwiek sposób to intensywne „myślenie”. Zdecydowanie wolę choćby i maleńki wysiłek, ale zauważalny w normalnym wymiarze: telefon, sms, e-mail, wizyta... To rzeczywiście jakoś mi pomaga. Trudne, co?

Podobno zdarzają się tacy, co siłą woli potrafią przenosić przedmioty na odległość, ale osobiście nie widziałam, żeby choć włos na głowie się poruszył od myślenia i jakoś nie odczuwam działania mocy płynącej z dobrych myśli pod moim adresem. Może jest za słaba (moc), a może lepiej zaufać bardziej bezpośrednim sposobom działania?

Ciągle też słyszę: „Wiesz, ludzie nie wiedzą jak się zachować...” Powtórzę za Słonimskim: „Jak nie wiesz jak się zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie”.

Kiedy słyszę na dodatek, jaka to jestem dzielna i jak wspaniale sobie radzę, to wychodzę z siebie. Bo mówią to najczęściej osoby, które nie mają żadnej prawdziwej wiedzy na temat tego jak rzeczywiście sobie radzę, bo tak na wszelki wypadek unikają możliwości jej zdobycia. Ktoś znajomy napisał mi parę miesięcy temu: „Jesteś potrzebna mnie i innym...”. Inteligentny człek wiedział, co należy powiedzieć, dowcip tylko polega na tym, że teraz nigdy z własnej inicjatywy się do mnie nie odzywa. Naturalnie, jak wszyscy, ma ważniejsze sprawy, tylko pytanie do czegóż to jestem mu potrzebna staje się dosyć intrygujące.

Mam wrażenie chwilami, że świat stanął na głowie, bo permanentnie spotykam się z oczekiwaniem, że to ja ułatwię tym, którzy „nie wiedzą jak się wobec mnie zachować” to zachowanie i to ja mam wykazać szczególną delikatność i wyrozumiałość wobec tej nieumiejętności. Otóż, nie muszę i nie chcę tego robić! i jeśli do swojej osobistej traumy mam jeszcze dokładać troskę o psychiczny komfort innych, to wybieram całkowity brak kontaktu z tymi tak niezwykle delikatnymi osobami. Nie znam dnia bez łez, taka jestem dzielna i jakoś nie czuję się na siłach podbudowywać samopoczucia innych.

Wychodząc poza sytuację osobistą, to chyba naprawdę poważny problem społeczny. Nieumiejętność rozmawiania, nieumiejętność okazywania uczuć, omijanie trudnych sytuacji, odkładanie na później. Wizyty u cioci, babci, rozmowy z rodzicami, mężem, żoną, dzieckiem...

I powszechne złudzenie, że nic nie robiąc nie robimy nic złego. A jednak istnieje absolutnie realnie coś takiego jak grzech zaniechania. I są rzeczy i działania, których odkładać nie można, bo jest tylko jeden właściwy i niepowtarzalny moment, w którym można i należy coś zrobić: uratować, pożegnać, poznać człowieka, naprawić zło, okazać współczucie...

Okrutny przykład: francuskiej rodzinie Nadii wydawało się, że mają masę czasu na Jej poznanie. Teraz muszą z tym żyć. Im też to dedykuję, ale niech wszyscy to przemyślą.

Oczywiście zapewne odezwą się właśnie Ci, których rzecz w najmniejszym albo żadnym stopniu nie dotyczy, ale tak to już bywa niestety.

Tyle, wyjątkowo i osobiście ode mnie. Nie chcę już więcej do tego wracać.

Fotka też wyjątkowo moja. Chętnie poczytam dlaczego taka.

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nigdy staram się nie myśleć, że mam czas na cokolwiek. Oczywiście, czasem trzeba coś zaplanować, ale nie do przesady. Przecież - jeżeli nie chcemy zakłądać najczarniejszego scenariusza - jutro mogę z jakichś przyczn znaleźć się w Kamerunie i nigdy nie wrócić do Polski. I myślę, że nigdy nei można być pewnym. Jak pisał ksiądz J. Twardowski "Nie bądź pewny, ze czas masz, bo pewność niepewna, nawet rząd i ministrów nabija w butelkę".
Treść tej notatki mnie praktycznie też w bardzo małym stopniu dotyczy, ale chciałbym powiedzieć, że świat taki już jest, że wymaga od ludzi więcej niż od siebie.Oni zaś wolą na ogół wszystkiego unikać.
Może to co tu napisałem jest niepotrzebne czy wręcz głupie, ale chciałem zwrócić uwagę na te dwie sprawy, a chyba po to powstała ta strona. I mimo że nie komentuję słów Nadii, wsyzstko co sie tu dizeje ma przecież z nią bardzo ścisły związek.

LucyW pisze...

Nic w tym głupiego co napisałeś nie widzę. To, co ja napisałam, to też w gruncie rzeczy sprawy oczywiste, a jednak może czasem i takie dobrze głośno wypowiedzieć czy przypomnieć.
Nie mam złudzeń zresztą, ze trafi to akurat do tych, którym taka refleksja by się najbardziej przydała, ale chociaż bardzo doceniam wszelkie wyrazy szacunku, podziwu (tu już się czasem dziwię?), to daję sobie też prawo do wyrażania rozczarowania czy gniewu, jeśli już je czuję. Wkurza mnie bezmyślność, wygodnictwo i brak taktu w wielu sytuacjach. Nie jestem miłą, potulną kobietką...

Anonimowy pisze...

Pani Lucyno, Nadia również nie była "potulną kobietką" i miała bardzo podobny styl pisania do Pani. Bardzo wiele miała z Pani.
Także nie znosiła użalać sie nad soba. Podziwiam Panią między innymi właśnie za to.
Wpadnę do Pani na pewno w tym tygodniu tak jak obiecałam wczesniej.
Tak wiem że myślenie to nie to samo co odebranie jakiejkolwiek wiadomości... I jeżeli Panią jakimś słowem w tym guscie uraziłam, to naprawdę przepraszam.
Co do zdjęcia.... Jest naprawdę niezwykłe.

Anonimowy pisze...

Wiem, że jest dużo pustego gadania, nieszczerośći, kalectwa emocjonalnego i zobojętnienia. No i jeszcze ten grzech zaniechania, o którym piszesz. I można to jakoś wszystko wytrzymać jeśli życie nas tragicznie nie doświadcza, ale kiedy tak nie jest...to boli okropnie. Bardzo niewielu ludziom mówię, że będę o nich myślała, bo co mam kłamać. Ale jeśli tak powiem to jest to dla mnie wyrażenie gotowości pomocy, chęć wsparcia. Nie wiem co tam inni sobie myślą, jak mówią, że bedą o nas myśleli. I jeszcze ta piękna myśl "Śpieszmy się kochać ludzi bo tak szybko odchodzą". Żeby tak można było z tym zdąrzyć.

Anonimowy pisze...

Wywołuje Pani ciężki temat do rozważań. A to, że dzisiejszy świat stanął na głowie przyswoiłam sobie już dawno. Rozglądam się wokół siebie i widzę, jak często nie przystaję do rzeczywistości, która mnie otacza. Jeden przykład- moje miejsce pracy. Wydawać by się mogło, że każdej ze stron zależy na tym samym- rodzicom, nauczycielom, wychowawcom (choć szkoła dzisiejsza z wychowaniem nie ma wiele wspólnego). Niestety nie! To co dla mnie jako człowieka ważne: zwykła uczciwość, prawdomówność, rzetelna praca, szacunek dla drugiego człowieka często rozmija się z postawami nie tylko uczniów ale, co przerażające,również ich rodziców.
Nie wiem, czy wszystko można zrzucić na współczesny styl życia, pośpiech, chęć zdobycia dóbr wszelkich? Maleje liczba altruistów a wzrasta w postępie geometrycznym liczebność mega egoistów. Rozbuchane EGO do granic. Smutne to bardzo. Nie podoba mi się kierunek, w którym jako społeczeństwo dążymy.
Swoje własne dzieci wychowuję tak, by wiedziały, co ważne. Ale czy ułatwiam im tym życie? Czasami mam wątpliwości.

Moje pierwsze skojarzenie po zerknięciu na Pani zdjęcie- " jaki ładny chromosom X " ale to już zboczenie zawodowe ;)
Druga myśl- "słodko-kwaśna życiowa przeplatanka". Pozdrawiam.
iza

Anonimowy pisze...

hmm odzywam się tutaj po raz pierwszy i zapewne ostatni. nie znałam Nadii osobiście-ale po głębszym wejrzeniu w zdjęcia uświadomiłam sobie że kojarzyłam ją z autobusu "2". ale to nie tutaj jest ważne.
chciałam tylko napisać że za każdym razem zaglądając tutaj czerpię siłe do życia. patrze jak wielki zapał miała Nadia, jak konsekwentnie realizowała swoje założenia i plany i staram sie tego od niej uczyć i doceniam to że Bóg dał mi jeszcze jedną szansę w postaci każdego kolejnego dnia.

LucyW pisze...

No tak, że odezwą się Ci, którzy wpisują się najczęściej i do których nie mam powodu mieć najmniejszych pretensji, już zapowiedziałam. Wystarczy przecież prześledzić kolejne posty i komentarze i wiadomo, że Wy zawsze jesteście ze mną i z Nadią.
Po kolei jednak, kilka słów dalszego komentarza.
1. Najmilszą niespodzianką jest dla mnie zachowanie rówieśników Nadii, dojrzałe, poważne, odważne (owszem doszły do mnie głosy nt. jakichś kretyńskich wpisów na Naszej Klasie, ale tym nie warto w ogóle się zajmować). Dostałam od was wiele ciepła i wsparcia, którego nie oczekiwałam.
2. Jak wiele Nadia miała ze mną cech wspólnych widzę coraz wyraźniej. Nie wiem czy to dobrze. Na pewno lepiej się dzięki temu rozumiałyśmy, ale czy nie byłaby szczęśliwsza gdyby była inna? Może, a może to tylko inni byliby bardziej zadowoleni gdyby była miłym pustym dziewczątkiem? Nie ma co gdybać. Nawet ci, co prą jak taran do przodu i nie powstają w ich głowach żadne wątpliwości, zwykle nie są szczęśliwi. Bo inni mają zawsze coś więcej, a trawa po drugiej stronie płotu jest zawsze bardziej zielona...
3. Czy dobrze wychowywać dzieci w poszanowaniu niemodnych wartości? Pewnie, obniżanie wymagań, bo świat coraz bardziej bylejaki? Zresztą to i tak one ostatecznie wybiorą swoją drogę i niewiele tu mamy do gadania. Bo też zresztą i nie gadaniem się wychowuje.
4. Fotka. Dobry trop Pani Izo, można powiedzieć: wielka miłość marchewek i...cytryna. Słodycz i kwas

Anonimowy pisze...

Mi się osobiście wydaje, ze te marcheweczki to sie mocno przytulają.
Słowa i myśli znaczą niewiele, czesto zagluszaja nasze sumienie. To przykre, bardzo. Taka sytuacja jest dla wielu obca, dla mnie tez. Nie chce tu nikogo usprawiedliwiac, bo to nic nie daje, zamydla oczy i daje fałszywa wizje. Moge jedynie Pania przeprosic, ze nie jestem w stanie Pani tak czesto odwiedzac, jak sama bym chciala (bo naprawde chce). Pani nie musi byc ani delikatna ani spokojna. Mysle, ze kazdy czlowiek to rozumie (bodajze mam taka nadzieje).
Pozdrawiam i przepraszam.

Anonimowy pisze...

Wszyscy potrzebują czasu. Myślę, że wszelkie te żałobne rytuały i czas żałoby m.in. temu zawsze miały służyć. Nie tylko, żeby upamiętnić, ale też żeby dać czas sobie i innym. To nie jest, jak sądzę, nic nowego. Tak było zawsze. Raczej inaczej się nie da. Jeśli coś się zmienia, to raczej podejście do żałoby. Słowo -żałoba- dzisiaj brzmi niemodnie.
artur p

LucyW pisze...

Ostatnio dość sporo na temat przeżywania żałoby po śmierci bliskich mówiło się mediach, także w związku z filmem Malgorzaty Szumowskiej "33 sceny z życia". I zresztą chwała jej za to, że za ten temat się zabrała, bo widzę to co i w tych rozmowach wszędzie wychodzi. Ogromną bezradność dzisiejszych ludzi, deficyt wiedzy na temat rytuałów czy obyczajów, które jakkolwiek by zachowanie w żałobie, wobec żałoby itd. regulowało. Dawniej było dokładnie wiadomo jakie znaki żałoby przystoją w zależności od stopnia pokrewieństwa, jak długo się je nosi, itd. Oczywiście te znaki nijak nie regulowały wewnętrznego indywidualnego przeżywania, ale przynajmniej dawała ludziom poczucie, że wiadomo jak się zachować, w dużym stopniu też ułatwiała komunikację, bo np. widząc czarną opaskę na rękawie od razu było wiadomo, że mamy do czynienia z kimś wobec kogo należy podejść z szacunkiem i delikatnością.
Przytoczyłam radę Słonimskiego na temat zachowania, ale wiem przecież, że nikt juz dzisiaj nie wie na pewno, co to znaczy zachować się przyzwoicie :-(

Anonimowy pisze...

Pani Lucyno, chyba za dużo Pani od ludzi wymaga. Przecież żałoba nie dotknęła tylko Pani, a całe grono bliskich i znajomych Wam osób, a każdy przeżywa czas żałoby na swój sposób. Wielu zachowuje się w stosunku do Pani tak jakby chcieli, żeby zachowywano się w stosunku do nich i to uznają za przyzwoite. Bardzo ciężko wczuć się w czyjeś emocje, nawet jeśli znamy się na wylot. Milczenie nie jest złem - jest taktem. To tylko Pani może je przerwać kiedy uzna Pani, że jest na to pora i tego Pani chce, bo Pani łatwiej wyciągnąć rękę. No ale jeśli Pani "nie musi i nie chce tego robić"?

Serdecznie pozdrawiam,
Ronja

LucyW pisze...

Niestety nie mogę się z przedmówczynią zgodzić. Może za dużo wymagam od innych?, a może to inni za mało wymagają od siebie? Nie wydaje mi się również, aby moją żałobę i stratę dało się porównać z czyjąkolwiek z grona znajomych Nadii. Mimo, że widzę ból przyjaciół Nadii, dokładnie wiem kto cierpi i jak mocno i również bardzo im współczuję, co zresztą mi daje poczucie dzielenia cierpienia i jest bardzo ważne. Chyba nie rozumie Pani, ze śmierć własnego dziecka to coś, co przekracza naturalny porządek rzeczy i zdolność pojmowania, co narusza cały porządek świata i jest trudniejsze do przeżycia niż każda inna śmierć. Przeżyłam już śmierć własnych rodziców i wielu innych bliskich osób, znajomych, rodziny... I mówię z pełną odpowiedzialnością, ze nie da się tego porównać.
W jednym mogę się zgodzić, że milczenie jest czasem lepsze niż głupie zachowanie czy głupie rozmowy. A i takich doświadczyłam. Rozmawiałam kilkakrotnie ze znajomą, która przeżyła taką samą stratę i jej odczucia są niestety w 100% zbieżne z moimi. Wielu ludzi zwyczajnie zachowuje się głupio i nietaktownie, powodując u nas dodatkowy ból. Mogłabym przytoczyć bardzo konkretne historie, tylko po co? Żeby paru ludzi zawstydzić? Jeśli ktoś sam nie rozumie dość podstawowych rzeczy, to naprawdę ręce opadają.
I myli się pani sądząc, ze mnie cokolwiek "łatwiej jest zrobić". Czy może sobie Pani wyobrazić, ze chory, w głębokiej depresji człowiek, bo takim jestem, zamiast chodzić po ścianach z rozpaczy, ma się tak po prostu przemóc i "wyciągnąć rękę", pogłaskać po główce, uśmiechnąć i pocieszyć "bezradnych". Przecenia Pani moje siły. I z całą właściwą mi arogancją powiem tyle: zrobiłam już i robię więcej niż ktokolwiek mógłby ode mnie wymagać i robię to dla Nadii i tylko wobec niej mam jakiekolwiek obowiązki, a czy się to wszystkim podoba czy nie, mam gdzieś.