niedziela, 10 maja 2009

Krasawica Moskwy i inne narkotyki


Poniżej, jeden z nielicznych już, niepublikowanych dotąd fragmentów z ostatniego dziennika Nadii. Przypomniałam sobie o nim z dwóch powodów.
Po pierwsze, znowu palę gałęzie (patrz poniżej). Zdjęcie zrobiła Nadia równo rok temu.
Drugi powód jest taki, że zdarzają się takie dziwne i nieoczekiwane koincydencje... Czytałam ostatnio kilka tekstów Justyny, mogę chyba powiedzieć – koleżanki po piórze Nadii (minęły się na „Lipie”, więc nie była to znajomość osobista). W tym, bardzo dobry scenariusz pt.”Wanilia” o niebezpiecznej spirali narkotykowej. Przypomniało mi to o tym właśnie wpisie do dziennika, gdzie Nadia wypisała sporo cytatów z czytanej wówczas książki Barbary Rosiek „Kokaina” oraz o Jej własnym tekście „Cold blood”, bardzo zbieżnym w duchu, chociaż bardzo różnym w formie, od tekstu Justyny. Tę piosenkę umieszczę na blogu w najbliższym czasie, a tymczasem dziennik.

A jeśli sama autorka „Wanilii” zechce, to może umieści w komentarzu link do swojego scenariusza? Chcę również dodać, że jestem pod wrażeniem także drugiego scenariusza Justyny, zainspirowanego „Nieistnieniami”. Ale to temat na kolejny dialog. Jeszcze do tego wrócę.



21.05.08

"It's alright – it's a-a-l-right to be me, to-be-me. I want to be crazy 'cause you're boring baby when you're straight. I want you to be crazy 'cause you're stupid baby when you're sane."
Milknąć w krzyku? No, ale 15 maja przegapiłam – co nie zmienia faktu, że tym sposobem ten notes, zeszyt, dziennik, słownik, pamiętnik, analfabet – ma mniej więcej rok.
Piszę datę na żółto, ale nastrój mam taki bardziej zielony, podmalowany na czarno jak oczy Amawasji antymonem.
Jutro Darek ma urodziny, jeśli wierzyć jego numerowi telefonu.
Więc w autobusie rano gadałam z Darkiem, a później, jak już wracałam, z Joanną. Głównie o desperatach. I o forsie.
Impreza przy ognisku* fajna była, według moich pijackich kryteriów. Piękne teksty odchodziły, jak od kości, jak od kości. Za ognistą od cycków w dół Liszką łaziłam z kawą...
I wycieczka w góry (tzn. na Szyndzielnię) była fajna, ba, była zajebiaszcza. Jeszcze lepsze teksty szły.

"Kokaina" Barbary Rosiek.
"Kto ma w sobie taką moc, by powstrzymać ciosy?"
"ILE RAZY TRZEBA UPAŚĆ, BY POWSTAĆ NA ZAWSZE? – pytałam w chwilach szarpanych tęsknotą za jednym strzałem" – albo nawet nie za nich, ale jednak.
" Na kolejnym przesłuchaniu przyznałam się, że ukradłam aligatora policjantom z Miami" – oj, biedni.
"DLA KOGO TAK MOCNO UMARŁAM ZA ŻYCIA?"
"Pokochać chociaż na chwilę, czas taki ulotny, zabiegany, prędki jak wspomnienie krzyku. [...] i nic, absolutnie nic nie uchroni cię przed chorobą.”
„Artur Rimbaud słusznie wierzył, że głębokie poznanie potworności duszy rodzi pełnego poetę, prawdziwego poetę.” – pod tym ja, niżej nie-podpisana, podpisuję się...
„Nie śpię ni nie ma mnie na jawie.”, nic nowego.
„Zahipnotyzowała mnie królowa śniegu, oczy doskonale odbijały światło, bez mrugnięcia powiekami.” A mnie Krasawica Moskwy**, rany, tymi bzami też się można naćpać, tak niewinnie.
„Ciało. Dusza. Wieczny rozdźwięk. Kto potrafi je scalić?” – „Heart and soul, one will burn.”
“TO OCZYWISTE, ŻE NORMALNI SĄ POWAŻNIE CHORZY NA PRZECIĘTNOŚĆ, NIEŚWIADOMOŚĆ, wtłoczeni w tryby maszyny produkującej rzeczywistość, ogłupiającą i niosącą inny rodzaj zagłady. Radosne drżenia wolnych myśli natychmiast tłumią nakazy, religie, systemy polityczne.” Tradycyjnie.
„czy wiesz, jaka jest cena wolności? Bywa najsmutniejsza.” Ta dzisiejsza lekcja o byciu olbrzymami...

Wypiłam tę czereśniową herbatkę, nawet dobra. Ach, jakiś anemiczny ten wpis. To pewnie przez ten rachityczny dupopis. Brzyyyyyyyyydko.
A ta „Kokaina” taka Curtisowska trochę w nastroju.
Now to other stuff. Kolacja, a potem lyteratura.

I dopisek z boku uciętej kartki: „UCIĘTE BO SKIEŁZŁO.”
-------------------------------------------------------------------------------

*Impreza przy ognisku to były moje zeszłoroczne urodziny. Miałyśmy pół ogrodu zawalonego gałęziami z wyciętych bądź przyciętych drzew i dlatego postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i świętować przy ognisku. Nadzwyczaj się to udało i wszyscy obecni byli zachwyceni m.in. pieczeniem kiełbasek nad ogniem. A nawet udało się jeszcze znaleźć stare ziemniaki, w sam raz do pieczenia w popiele. Duża radocha! I nikomu nie przeszkadzało, że się usmarowaliśmy i najedliśmy węgla.

** Krasawica Moskwy (wł. krasawica maskwy bliższe właściwej wymowy) – to gatunek bzu; posadzonego w zeszłym roku (moi goście urodzinowi ściepnęli się na krzewy właśnie), niezwykle piękny, bladoróżowy, o pełnych kwiatach. Na początku jest różowy, a potem, im bardziej się rozwija tym bardziej bieleje. I na dodatek pięknie pachnie. Niezwykły (chociaż właściwie każdy bez jest niezwykły moim zdaniem, szkoda, że tak krotko kwitnie).
W tym roku kwitnie tylko jedna gałązka (jest jeszcze mały), ofiaruję ją Nadii.

5 komentarzy:

Kaleid pisze...

Opowiadała mi dużo o tej imprezie. pamiętam jakby to było wczoraj...

Mateusz Domański pisze...

Bardzo dobre.

Wojciech Roszkowski pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

Wojciech Roszkowski pisze...

Same narkotyki to zło konieczne i jeśli możemy pomóc osobie uzależnionej to należy to zrobić jak najszybciej. W takim wypadku bardzo dobre efekty uzyskuje się poprzez stosowanie blokera opiatowego https://detoksfenix.pl/uslugi/zaszycie-blokerem-opiatowym-naltreksonem/ który skutecznie blokuje działanie substancji narkotycznych.

Anonimowy pisze...

Fajnie to wszystko zostało tu opisane.